Wczorajszy protest lekarzy i pielęgniarek był jedynie rozgrzewką przed decydującą batalią. Jeśli środowe rozmowy z rządem nie zaowocują podwyżkami płac, okupacja parlamentu gwarantowana.
- Strajk był w większości ośrodków. Tam, gdzie są związki zawodowe - podsumował dr Janusz Spustek, przewodniczący Związku Zawodowego Lekarzy na Lubelszczyźnie.
Maria Olszak-Winiarska, przewodnicząca lubelskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych dodaje, że wzięła w nim udział większość sióstr.
Szpital przy al. Kraśnickiej w Lublinie był oflagowany. Na korytarzu rozstawiono ławki dla protestujących. Pielęgniarki obok lekarzy. Lekarze obok diagnostów laboratoryjnych. - Po 24 latach pracy zarabiam 1333 zł brutto - mówi Barbara Ziemba ze szpitalnego laboratorium. - Gdybym była młodsza, wyjechałabym do pracy za granicę.
Lekarz z II stopniem specjalizacji z tego szpitala bierze 1500 zł pensji zasadniczej. Pielęgniarki: 800-1100 zł. Salowe około 700 zł. Wszyscy chcą podwyżek.
Szpital Neuropsychiatryczny w Lublinie był oplakatowany informacjami o strajku. Biały personel zebrał się w świetlicy. Były rozmowy o podwyżkach i pytania, co dalej ze strajkiem. Bo wczorajsza akcja była jedynie rozgrzewką przed ostateczną batalią. W najbliższą środę, 10 maja, lekarze i pielęgniarki wezmą urlop na żądanie. Około 900 osób pojedzie do Warszawy na ogólnopolską manifestację przed Sejmem. Tego dnia posłowie będą debatować o sytuacji w służbie zdrowia. Jeżeli rozmowy z rządem nie powiodą się, dojdzie do trzydniowej okupacji parlamentu. Rotacyjnie - każdego dnia inne regiony. 11 maja namioty rozbiją tam protestujący z Lubelszczyzny.
- Realny jest także scenariusz, że na czas nieograniczony zawiesimy leczenie w całej Polsce, ograniczając się do przypadków ostrych i nagłych - zaznacza dr Andrzej Ciołko, przewodniczący Okręgowej Rady Lekarskiej w Lublinie.
W planach strajkowych lekarze mają też bojkot zwolnień lekarskich. W maju przestaną je wypisywać na drukach ZUS. Konkretny termin nie jest jeszcze ustalony.