Wczoraj wszyscy odliczali godziny do ataku na Irak i zastanawiali się, kiedy nastąpi. Do chwili zamknięcia tego wydania Amerykańskie bomby nie spadły na ten kraj.
Biały Dom poinformował, że moment, w którym upływa 48-godzinne ultimatum wobec Saddama Husajna, nie musi być chwilą rozpoczęcia wojny.
Doradcy George’a Busha podkreślają, że decyzja o rozpoczęciu inwazji zostanie podjęta głównie na podstawie opinii wojskowych. Według ekspertów, moment ataku na Irak może zostać przesunięty z powodu burzy piaskowej.
Rzecznik Białego Domu Ari Fleischer poinformował,
że wojna z Irakiem będzie tak krótka, jak tylko to możliwe, ale Amerykanie muszą być przygotowani na ofiary. Świat nie zastanawia się zatem, czy wojna z Irakiem wybuchnie, zgaduje tylko – kiedy? Pytany przez dziennikarzy Ari Fleischer odpowiadał
wymijająco: „Zobaczycie”.
Tymczasem iracki minister informacji powiedział wczoraj, że amerykańskie i brytyjskie oddziały, które dokonają najazdu na jego kraj, staną w obliczu śmierci, a nie łatwego zwycięstwa, obiecanego im przez dowódców.
– Ci dowódcy oszukują żołnierzy i oficerów, że inwazja na Irak będzie jak piknik. To, co mówią żołnierzom, to jest głupie kłamstwo. To, przed czym staną, to śmierć – powiedział iracki polityk.
W ciągu pierwszych 48 godzin wojny USA zamierzają wysłać na Irak co najmniej 3000 precyzyjnych, naprowadzanych satelitarnie bomb oraz pocisków manewrujących Tomahawk.
Uderzenie to, dziesięć razy potężniejsze od wstępnego ataku podczas operacji Pustynna Burza w 1991 roku, ma „oszołomić i przerazić” wojska irackie i ułatwić szybkie zwycięstwo.
Bomby i rakiety precyzyjnie naprowadzane na cel pozwalają trafiać dokładnie w cele wojskowe i zmniejszać straty wśród ludności cywilnej. Według źródeł amerykańskich ofiarą nalotów na Irak w 1991 roku padło około 2 tysięcy cywilów.