Wczoraj, w 1 Szpitalu Wojskowym w Lublinie zmarł st. szeregowy Artur Pyc. Jest to kolejna ofiara śmiertelna polskiej misji w Afganistanie. Gdy umierał Artur, trwały przygotowania do pogrzebu jego kolegi sierż. Marcina Poręby.
Jego samochód najechał na podłożony na drodze ładunek wybuchowy. Hospitalizowany w szpitalach w afgańskim Bagram, niemieckim Ramstein, w Krakowie i na koniec w Lublinie ani na moment nie odzyskał przytomności. Nie pozwalał na to bardzo rozległy uraz głowy, jakiego doznał w czasie eksplozji miny pułapki.
Starszy szeregowy Artur Pyc służył w 18 batalionie desantowo-szturmowym w Bielsku-Białej. Był żonaty, miał jedno dziecko. Pochodził z Hruszowa w gminie Rejowiec.
– Rodzice bardzo go kochali – mówi jedna z mieszkanek popegeerowskiego osiedla. – Zawsze darzył ich ogromnym szacunkiem. Zresztą on każdemu okazywał szacunek.
St. szer. Pyca opłakuje także Joanna Hajduk, sąsiadka. – Artur był dla mnie jak brat – mówi. – Nie odmówił, kiedy poprosiłam go, aby został ojcem chrzestnym mojego syna. Czuję się tak, jakbym straciła kogoś najbardziej mi bliskiego.
Jaki wpływ na nabór ochotników na kolejne zmiany naszego kontyngentu w Afganistanie miała śmierć kolejnych ich kolegów? Oficjalnie żaden z żołnierzy, którzy mogą tam trafić nie chce, bo i nie może udzielać na ten temat wypowiedzi. Z tego co mówią nieoficjalnie wynika natomiast, że coraz więcej z nich za wszelką cenę chce uniknąć udziału w kolejnej misji.
– Do Afganistanu werbowani są ochotnicy – mówi żołnierz 3 Brygady Zmechanizowanej Legionów w Lublinie.
– Jeśli będzie ich za mało, to dowództwo dobierze żołnierzy spośród tych, którzy wykazują się najlepszym zdrowiem. Dlatego przed badaniami lekarskimi niektórzy robią wszystko, aby ich wyniki nie mieściły się w wymaganej normie. Mają na to swoje sposoby.