W miastach, gdzie główne ulice, budynki i place są obserwowane przez kamery, radykalnie spadła liczba przestępstw. Potencjalni przestępcy wiedzą jednak doskonale o monitoringu i wybierają ustronne miejsca,
poza centrum.
- To sprawdzony sposób na poprawę bezpieczeństwa w mieście - uważa Ryszard Pachuta, komendant miejski w Lublinie. - W samym centrum, na deptaku, placu litewskim, placu Łokietka trzeba by zamontować co najmniej 16 kamer. Nie pozwalają nam na to fundusze. Próbujemy skrzyknąć przedsiębiorców prowadzących działalność w obrębie komisariatu VIII i mam nadzieję, że zrealizujemy przynajmniej część naszego planu.
Kamery doskonale spełniają swoją rolę w Lubartowie. Henryk Rudnik, komendant miejscowej policji, twierdzi, że dzięki nim skończyły się napady na uczniów czekających na przystankach, a wcześniej takie przypadki zdarzały się często. Na gorącym uczynku łapano włamywaczy, ustalono miejsca pobytu osób poszukiwanych listem gończym.
Z kolei w Chełmie, jak mówi Bożena Piętak, rzecznik prasowy KMP, w rejonie monitorowanym przez kamery aż o 57 proc. w stosunku do ubiegłego roku spadła liczba kradzieży, włamań i rozbojów. Wzrosła też wykrywalność przestępstw.
- Zadbaliśmy o to, by jak największe grono dowiedziało się o zainstalowaniu kamer. Świadomość, że jest
się obserwowanym, u wielu pohamowała przestępcze zapędy. Pijani awanturnicy zniknęli z głównych ulic, co nie znaczy, że ich nie ma. Wolą spokojniejsze miejsca - uważa komendant Rudnik.
Inne zdanie ma ten temat ma Jan Blicharz, komendant policji w Biłgoraju. Wzbrania się nie tylko przed podawaniem lokalizacji kamer, ale nie chce też informować, jakie ulice są pod ich nadzorem.
- Miejscowi i tak wiedzą, a obcych nie należy uprzedzać - twierdzi komendant w obawie, że przestępcy znikną z pola widzenia kamer, a pojawią się tam, gdzie mieszkańcy zdani są tylko na ochronę funkcjonariuszy.