Z jednej strony kompletne zaskoczenie i bezsilność. Z drugiej - bezczelne uśmiechy na twarzach bandytów. Sąd Okręgowy w Lublinie uniewinnił wczoraj czterech oskarżonych o zamordowanie dwóch chełmskich maturzystów.
Wyrok przypadł za to do gustu bandytom. Słuchali go z uśmiechami na twarzy. Odsiedzieli już znaczą część kar, na które zostali skazani za inne, znacznie drobniejsze, przestępstwa. Już teraz mogą ubiegać się o warunkowe zwolnienie.
- Teraz poczują się jeszcze bardziej bezkarni - uważa Tomaszewski. - Już podczas rozprawy potrafili śmiać się sądowi w nos. Odniosłem też wrażenie, że ten sąd zdawał się nie zauważać, że świadkowie byli zastraszeni.
Tragedia wydarzyła się w nocy z 31 maja na 1 czerwca 2000 roku. 20-letni Adam i o rok starszy Artur świętowali właśnie w barze "Miś” zdanie egzaminu dojrzałości. Strzał padł tuż przed godz. 2 nad ranem. Kula trafiła w plecy Adama. Przeszyła jego ciało i ugodziła Artura. Obaj zginęli na miejscu. Morderca uciekł.
Szybko okazało się, że maturzyści padli ofiarą gangsterskich porachunków przez pomyłkę. Prokurator uważała, że zginąć miał Ireneusz K., ps. "Gibas”, który prowadził w Chełmie agencję towarzyską. "Gibas” zaszedł za skórę Januszowi W. ps. "Chrypa”. Ten postanowił się go pozbyć. W tym celu miał się skontaktować z Januszem N. i Krzysztofem B., którzy pomogli mu znaleźć zabójcę. Strzelać miał Wojciech W. Prokurator domagał się dla niego 25 lat więzienia, a dla reszty mężczyzn dożywocia.
Wczoraj prokuratorska wersja legła w gruzach. - Dowody są niewystarczające - uzasadniał wyrok sędzia Jerzy Daniluk. - Wersji tłumaczących, kto zlecił zabójstwo i kto strzelał może być wiele.
Sędzia podkreślał, że Ireneusz K. miał na pieńku nie tylko z Januszem W. Pojawiła się nawet wersja, że miał zginąć ktoś zupełnie inny.
Uniewinnieni mężczyźni to czołowe postacie lubelskiego półświatka. Jedynym pocieszeniem dla rodzin ofiar jest to, że na razie nie wyjdą na wolność. Sąd skazał ich za inne przestępstwa. Krzysztof B. kierował gangiem, który zajmował się wymuszeniami, oszustwami, handlem narkotykami, napadami na tiry. Dostał osiem lat więzienia. Janusz N. został skazany na siedem lat, Janusz W. na sześć, a Wojciech W. na cztery i pół roku.
Wczorajszy wyrok nie jest prawomocny. Rodzice zabitych nie wiedzieli jeszcze, czy złożą apelację. - Skontaktuję się z prokuratorem prowadzącym, by wspólnie zadecydować, jak poprowadzić tę sprawę dalej - zapowiada Tomaszewski. - Sprawiedliwości musi stać się zadość.
Śledztwo prowadził, a potem oskarżał w sądzie, prokurator Andrzej Jeżyński. Wczoraj był jednak nieuchwytny. Ogłoszenia wyroku wysłuchał jego kolega.