Urzędnicy faworyzują niektórych przewoźników, a nawet dają pieniądze kolegom za przymknięcie oka na ich wpadki - donosi były pracownik Urzędu Marszałkowskiego.
Mariusz J. opisuje, jak w czerwcu skontrolował firmę, która wozi pasażerów m.in. na trasie Lublin-Puławy. Odkrył nieprawidłowości, za które powinien nałożyć karę pieniężną. Tydzień później do jego pokoju zapukał urzędnik K. i były przewoźnik S. Poprosili mnie na korytarz urzędu i zaproponowali przyjęcie korzyści majątkowej za odstąpienie od nałożenia kary pieniężnej - twierdzi Mariusz J. i dodaje, że odmówił.
- Jest zaskoczony tym, co pan opowiada. Absolutnie nie prosiłem, żeby ktoś interweniował w mojej sprawie. W ogóle nie znam pana K. - mówi nam przewoźnik, którego firmę kontrolował Mariusz J. - Nie pamiętam czego dotyczyła kontrola, ale złożyłem wyjaśnienia i przekonałem urząd, że nie powinni mnie karać - dodaje przewoźnik.
- Mariusz J. złożył wypowiedzenie z pracy, a potem napisał skargę - informuje Leszek Burakowski. Sprawę bada prokuratura, a marszałek posłał do Departamentu Transportu i Drogownictwa kontrolę. Na jej czas dyrektor departamentu Gabriel Karski poszedł na urlop. Na wolnym jest też urzędnik, który miał proponować łapówkę.
- Mariusz J. jest niewiarygodny, bo miał być zwolniony dyscyplinarnie za kłamstwo, że był na opłaconym przez urząd szkoleniu. Skoro wiedział o korupcji, to powinien od razu zgłosić to marszałkowi i prokuraturze - zauważa Gabriel Karski.