Inwestycja w działkę w Panieńszczyźnie k. Jastkowa okazała się pomyłką. Tu gdzie miał stać dom, wójt postanowił zrobić drogę.
W takiej sytuacji jest kilka innych osób, które w tym samym czasie kupiły działki w Panieńszczyśnie. - Każdy z nas sprawdził, że działki nie są obciążone żadnymi roszczeniami czy zobowiązaniami. Sporządziliśmy akty notarialne, zapłaciliśmy i zaczęliśmy prace na posesji - opowiada pan Jan (nazwisko do wiadomości redakcji).
Nagle okazało się, że przez jego i sąsiednie działki biegnie droga publiczna. Tędy okoliczni mieszkańcy chodzą na skróty do szkoły. - Tak stwierdził ówczesny wójt Jastkowa Kazimierz Gorczyca - mówi nabywca. - Choć w księgach wieczystych o drodze żadnej wzmianki nie było.
Gmina nakazała panu Janowi usunąć ziemię, którą ten zasypał rzekomą drogę. A za niedostosowanie się do nakazu nałożyła 1,5 tys. grzywny. Samorządowe Kolegium Odwoławcze obie te decyzje uchyliło. Stwierdzając jednocześnie, że sporny teren nie jest drogą publiczną, a jedynie drogą wewnętrzną.
Wójt nie dał za wygraną. Zarządził rozgraniczenie pomiędzy rzekomą drogą, a przylegającymi działkami. Sprawa trafiła do sądu. Choć minęło siedem lat to jeszcze się nie zakończyła.
W międzyczasie odbyły się wybory samorządowe, w gminie zmienił się wójt. - Ale wszystko nadal wisi w powietrzu. Dopóki nie będzie rozstrzygnięcia sądu, nie możemy budować czy planować czegokolwiek - żali się pan Jan.
Nowy wójt Jastkowa rozkłada ręce - My nie wiemy, co z drogą. Zastałem taką sytuację i muszę ją doprowadzić do końca - mówi Zbigniew Samoń. - Ale naszym zdaniem w tym miejscu powinna biec droga. Tak wynika z naszych planów i potrzeb mieszkańców .
- Mamy swoje punkty graniczne działek, a gmina ni stąd ni zowąd wrysowała w nie drogę. Nie możemy się na to zgodzić - odpowiada pan Jan.
Wyrok sądu ma zapaść na początku kwietnia. Ale to może wcale nie zakończyć sporu. Obie strony zapowiadają, że jeśli decyzja sądu będzie dla nich niekorzystna, będą się od niej odwoływać.
Do sprawy wrócimy.