Helsińska Fundacja Praw Człowieka w Warszawie udzieli wszelkiej pomocy prawnej nowojorskiemu Irlandczykowi
- Jeżeli Berndan Fay oficjalnie się do nas zwróci, będziemy go reprezentować - zapowiedział prof. Hołda, prawnik związany z UMCS i UJ.
Jak pamiętamy, Zbigniew Hołda doprowadził do rozstrzygnięcia przed Trybunałem Europejskim sprawy grupy polskich obywateli przeciwko RP o zakaz i uniemożliwienie odbycia parady mniejszości seksualnych w Warszawie, kiedy prezydentem stolicy był Lech Kaczyński.
W telewizyjnej produkcji orędzia prezydenta RP wykorzystano m.in. prywatne zdjęcie ze ślubu gejów Brendana Faya i Toma Moultona oraz fotografię dokumentu legalizującego ich związek. Kontekst był oczywiście negatywny i poniżający, bowiem chodziło o pokazanie, że Polska powinna się bronić przed złem, czyli prawem pozwalającym na zawieranie małżeństw homoseksualnych.
Tymczasem Fay i Moulton to postaci powszechnie znane i szanowane w Nowym Jorku. Dr. Tom Moulton jest znanym onkologiem-hematologiem dziecięcym, słynnym m.in. z tego, że za darmo leczy dzieci z najbiedniejszych i dotkniętych patologiami rodzin.
Z kolei Brendan Fay, który przybył do USA z Irlandii 10 lat temu, jest pracownikiem religijnym pracującym z bezdomnymi i opuszczonymi nowojorczykami. Jest jednym z najbardziej znanych aktywistów gejowskich w Ameryce. W Nowym Jorku jest też - jako Irlandczyk - jednym z organizatorów Parady Świętego Patryka.
Zasłynął m.in. zorganizowaniem ogólnoamerykańskiej akcji bojkotu... wódki "Stolicznaja”, by zaprotestować przeciwko sposobowi, w jaki traktuje się w Rosji gejów, pozbawiając ich atrybutów człowieczeństwa i praw obywatelskich, zamykając w osławionych "psychuszkach”, gdzie usiłuje leczyć z "choroby umysłowej”, jaką jest preferencja tej samej płci.
We wtorek Brendan Fay, poinformowany przez dziennikarzy, do jakich celów wykorzystywane było w TVP1 jego zdjęcie z Tomem Moultonem, udał się do Konsulatu Generalnego RP na Manhattanie, aby złożyć oficjalny protest oraz zapytać o możliwość kroków prawnych przeciwko pomysłodawcom, organizatorom i wykonawcom zniesławiającej emisji.
Konsul Krzysztof Kasprzyk, przebywający na terenie budynku nie znalazł czasu dla Fay'a. - Jakaś młoda dama zaproponowała mi oprowadzenie po tej - istotnie - pięknej rezydencji i opowiadała o jej historii, jednak do spotkania z panem konsulem nie doszło. Pozostawiłem w tej sytuacji list. Nie tracę jednak nadziei, że do spotkania dojdzie. I odpowiedzi na nurtujące mnie pytania otrzymam - mówi nowojorczyk.
Dodaje, że interesują go zarówno poglądy Polski, jak też jej prezydenta w materii swobód ludzkich, w tym związanych z płcią oraz jak się to ma (lub ma mieć) do prawa amerykańskiego oraz europejskiego.
- Tym, jak wykorzystano moją i Toma prywatność w orędziu głowy państwa, które jest członkiem Unii Europejskiej jest po prostu wstrząsające - mówi Brendan Fay.
Brendan Fay ponownie wybiera się do konsulatu polskiego w Nowym Jorku.
Spodziewa się, że konsul znajdzie tym razem czas na spotkanie oraz na ewentualne przyjęcie dokumentów, jakie zechce mu przekazać.
Waldemar Piasecki, Nowy Jork
DLA DZIENNIKA
były poseł na Sejm i b. prezydent Lublina
Dla kogoś ze Stanów Zjednoczonych, wychowanego na autorytecie prezydenckim, ranga tego, co prezentuje on w swych orędziach jest szczególna i utrwalona tradycją. Są to wystąpienia tak poważne, że nawet ich scenografia jest specjalnie ascetyczna i dostojna. Oczywiście żadne produkcje w stylu TVP1 z dokładaniem melodyjek czy obrazków są nie do pomyślenia.
Chcę zaznaczyć, że istnieje coś takiego, jak majestat Rzeczypospolitej, którego częścią jest także każdorazowa prezydentura, z jej wykonawcą. Jeżeli popełnia on błąd, powinien ponosić konsekwencje, przede wszystkim polityczne, zaś skutki prawne - aparat wykonawczy zaangażowany w kreację wydarzenia z prezydenckim udziałem. Forma prezentacji orędzia była niedopuszczalana i nie można się dziwić panu Brendanowi Fay'owi, że mógł wynieść wrażenie osobistego znieważania przez głowę państwa polskiego.