Tymczasem opady mają być symboliczne, jakby ksiądz pokropił kropidłem. W ciągu weekendu w Lublinie ma spaść niecałe 9 mm deszczu (9 litrów na metr kwadratowy), w Opolu Lubelskim ponad 13 mm, a w Radzyniu Podlaskim zaledwie 6 mm. I tyle. W poniedziałek znów według prognoz ma wrócić słońce i susza.
Radzyński nadleśniczy Krzysztof Hołowiński miał wczoraj dylemat, czy w ogóle znosić wprowadzony kilka dni temu zakaz wstępu do lasu. – Po takich opadach wystarczy jeden słoneczny dzień i znów mamy najwyższy stopień zagrożenia pożarowego – mówi. Zakaz jednak zdjął, podobnie jak pozostali nadleśniczowie (nadleśnictwa Biała Podlaska, Łuków, Sarnaki).
Uprawy na weekendowych deszczach niewiele skorzystają. – Bo woda wyparuje, zanim zdąży przebić się przez zewnętrzną zaskorupioną warstwę – wyjaśnia Ireneusz Banasiewicz z Katedry Agrometeorologii Akademii Rolniczej w Lublinie. Aby gleba zaczęła chłonąć wodę, najpierw ta zewnętrzna warstwa musi rozmoknąć. Żeby to nastąpiło, trzeba kilku dni spokojnych, acz rzęsistych, opadów, po co najmniej 30 mm dziennie.
Tymczasem spaść ma nie więcej niż kilkanaście mm. – Mogą cokolwiek skorzystać jedynie zboża jare na lepszych glebach, które jeszcze nalewają ziarno – dodaje prof. Mieczysław Wilczek, kierownik Katedry Szczegółowej Uprawy Roślin AR w Lublina. – Trochę odżyją także rośliny okopowe i to wszystko. Bo na glebach lekkich, a takich na Lubelszczyźnie jest sporo, susza znacznie przyspieszyła dojrzewanie roślin.
I właśnie tam plony, zwłaszcza zbóż, będą o ponad połowę niższe od ubiegłorocznych. Zbiory malin, które zaczęły się przed tygodniem, za tydzień się zakończą. Bo plantacje są wysuszone. W sadach wciąż opadają zawiązki owoców. Drzewa w ten sposób ograniczają liczbę owoców, by móc je dobrze wykształcić. – Tegoroczna susza powinna dać nam, a zwłaszcza władzom, wiele do myślenia – uważa prof. Wilczek. – Trzeba szybko zadbać o porządne melioracje, by podobne do tegorocznej klęski nie przytrafiały się co roku. (rhs)