Mateusz ostatni raz był widziany 2 maja. Potem przepadł jak kamień w wodę. Jego ciało znaleziono w weekend w pobliżu jego domu w Kazimierzu.
- Rodzina potwierdziła, że to ciało syna - mówi Jacek Figiel z Komendy Powiatowej Policji w Puławach. Rozpoznano jego ubranie oraz telefon w kieszeni i różaniec.
Mateusz ostatni raz był widziany 2 maja. Potem przepadł jak kamień w wodę. Od tego czasu trwały jego poszukiwania. Plakaty z informacjami
o zaginięciu widniały w całym powiecie.
22-latek był lubiany wśród rówieśników, lecz uważany nieco za dziwaka. Dużo czasu spędzał w klasztorze Ojców Reformatów w Kazimierzu Dolnym.
- Kiedy przyszedł pierwszy raz do klasztoru, powiedział że to Matka Boska skierowała go do nas. Był bardzo dobrym człowiekiem - mówi jeden z ojców, jego spowiednik. - Zawsze wesoły. Pomagał nam we wszystkim. Robił zakupy, sprzątał. Nigdy się nie skarżył. Można było powierzyć mu pieniądze, wartościowe rzeczy. Nigdy nic nie ukradł.
Plotki głosiły, że Mateusz wyjechał bez słowa i mieszka z jakimiś duchownymi za granicą lub w Lublinie. Nie kontaktował się jednak z rodziną. Poszukiwania trwały. Nikt nie spodziewał się, że Mateusz jest tak blisko. Turysta, który akurat przechodził tamtędy, znalazł ciało w okolicznym wąwozie.
Wciąż nie są znane przyczyny śmierci. Sekcja zwłok odbędzie się w środę. Wiadomo, że Mateusz nie miał wrogów. Ślady na miejscu zdarzenia nie wskazują, że mogło być to zabójstwo.
- Mateusz kiedyś pracował w barze - opowiada duchowny. - Mówił, że to nie dla niego praca. Raziło go, że tam piją alkohol. Czasem mówił, że ma problemy ze zdrowiem, że słabnie w domu. Tak jakby coś z sercem. Być może po prostu zasłabł.
Do tematu wrócimy.