Tu będziemy wprowadzać zwierzęta, tutaj będziemy badać, tu będziemy... – opowiadał Aleksander Wójtowicz, kierownik Granicznego Inspektoratu Weterynarii lubelskim samorządowcom podczas ich wizyty w Dorohusku. – A co robicie teraz? – Siedzimy i pilnujemy tego wszystkiego.
Mimo to w inspektoracie pracuje dwanaście osób. Pensje lekarzom weterynarii i laborantom wypłaca Główny Instytut Weterynarii w Warszawie. – Nie możemy pozbawiać ludzi pracy tylko dlatego, że są jakieś opóźnienia inwestorskie. To byłoby nieopłacalne. Musielibyśmy zwolnić fachowców, a potem znowu przeprowadzać nabór – mówi Krzysztof Jażdżewski, pełniący obowiązki głównego lekarza weterynarii w Warszawie.
Inspektorat w nowej, unijnej formule, funkcjonuje w Dorohusku od maja ub. roku. Do nowej siedziby na przejściu drogowym pracownicy przeprowadzili się na początku tego roku. – Do tej pory byliśmy na przejściu kolejowym. A tam nie ma nawet rampy. Nie mówiąc o budynku – tłumaczy jeden z pracowników. – Dlatego przenieśliśmy się do obecnej siedziby, choć formalnie jeszcze nas na tym przejściu nie ma.
Co robią pracownicy, których formalnie nie ma? – Doglądamy miejsca pracy – wyjaśnia Wójtowicz. – Jeszcze nie zaczęliśmy pracować, a już niektóre rzeczy się psują. No i czekamy aż nas unia zatwierdzi.
Na szczęście inspektorzy nie zajmują się wyłącznie doglądaniem i czekaniem. Sprawdzają także, czy pasze wjeżdżające do Polski spełniają unijne normy. Na to zgodę unii już mają.