Tylko w lubelskim oddziale Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w pierwszym półroczu było aż 2831 odwołań. Jedynie w 63 przypadkach zakład zmienił decyzję wydaną przez lekarza orzecznika. Pozostałe 2768 wniosków trafiło do sądu – taka jest procedura.
Osoby, którym odmówiono prawa do renty inwalidzkiej bardzo często korzystają z możliwości dochodzenia swoich praw w sądzie. Sprawa nic ich nie kosztuje. Koszty ponosi budżet państwa. W przypadku korzystnego dla skarżącego wyroku, ZUS musi wypłacić świadczenie łącznie z odsetkami.
– Sprawy odwołań przeciągają się nawet do dwóch lat. A to oznacza naprawdę duże koszty – mówi Mirosława Ufniarz-Witka, rzecznik lubelskiego oddziału ZUS. – Nowe zasady przyspieszą załatwianie tego typu spraw.
Osoba niezadowolona będzie mogła odwołać się do komisji lekarskiej. Będzie w niej zasiadało kilka osób. Dopiero w razie ponownej odmowy sprawa trafiałaby do sądu.
Dwie instancje orzecznictwa to nic nowego. Taki system funkcjonował do 1997 roku. Wtedy każdy starający się o rentę stawał przed kilkuosobową komisją lekarską. O tym, czy dostał świadczenie, czy nie, wiedział od razu. W razie potrzeby mógł się odwołać do wojewódzkich komisji lekarskich, które funkcjonowały w każdym oddziale ZUS, a które zlikwidowano pod pretekstem szukania oszczędności.
Teraz czy renta zostanie przyznana, czy nie, decyduje jedna osoba
– lekarz orzecznik. Stwarza to możliwość „kupowania” rent za łapówkę. Nowe zasady mają wyeliminować takie sytuacje. Lekarz orzecznik będzie musiał liczyć się z tym, że jego decyzję mogą sprawdzić koledzy z komisji lekarskiej.