Aż 31 żołnierzy piechoty morskiej USA zginęło w środę w Iraku w katastrofie śmigłowca, a pięciu innych poniosło śmierć w walkach. Ekstremiści próbujący storpedować irackie wybory powszechne zdetonowali w różnych miastach pięć bomb samochodowych, zabijając co najmniej 14 osób; podłożyli także bomby pod trzy lokale wyborcze.
Dotychczas dniem największych jednorazowych strat wojsk USA był 23 marca 2003 roku, czwarty dzień wojny z armią Saddama Husajna, kiedy straciło życie 28 żołnierzy amerykańskich, głównie w zaciekłych walkach na południu Iraku.
Wojska amerykańskie znacznie wzmogły w ostatnich dniach operacje przeciwko partyzantom i terrorystom i przemieściły się w nowe miejsca, aby móc przeciwdziałać oczekiwanym atakom na lokale wyborcze. Od początku stycznia schwytano około 2500 osób podejrzanych o zbrojną działalność. W rezultacie łączna liczba zatrzymanych przekroczyła 8000; jest to najwyższy poziom od początku kampanii irackiej. Mimo to partyzanci i terroryści atakowali w środę posterunki policji i gwardii irackiej, amerykańskie konwoje wojskowe, biura partii politycznych oraz lokale wyborcze w Bagdadzie, Kirkuku, Tikricie, Ramadi, Bakubie i innych miastach.
Saddam ma prawo, ale nie zagłosuje
Przebywający w areszcie były dyktator Saddam Husajn, podobnie jak jego współpracownicy, ma prawo udziału w niedzielnych wyborach parlamentarnych. Nie będzie mógł jednak skorzystać z tego prawa
„ze względów logistycznych”. W komunikacie irackiej komisji wyborczej ogłoszono, iż zgodnie z prawem, zarówno Saddam, jak i jego współpracownicy, mają prawo udziału w wyborach, ponieważ nie zostali jeszcze osądzeni – nie będą jednak mogli skorzystać z takiego prawa ze względu na brak „ruchomych punktów wyborczych”. Nie będzie też punktów wyborczych w więzieniach, gdzie przebywa Saddam i jedenastu jego najbliższych współpracowników.