Pod koniec maja odbyło się walne zgromadzenie Zakładów Dziewiarskich Mewa. Akcjonariusze pochwalili zarząd i radę nadzorczą oraz podnieśli wynagrodzenia nadzorcom. W przypadku przewodniczącego rady - o 100 proc. Rada nadzorcza ustala teraz pobory członkom zarządu.
Zarząd spółki posiada 37 proc. akcji i praktycznie on decyduje o wszystkim. W tym 25 proc. akcji posiada sam prezes Józef Kiszka. W pięcioosobowej radzie nadzorczej Mewy zasiada jego syn i bliski przyjaciel. Ojciec podniósł wynagrodzenie synowi, syn ustali zarobki ojca.
Roczne wynagrodzenia rady nadzorczej i zarządu są mniej więcej równe stracie netto zakładu za ub. rok - ok. 6.230.000 zł.
Teraz Mewa ogłasza konieczność zwolnienia grupowego 80 osób. Zarząd szuka oszczędności, obniżki kosztów wytwarzania i podniesienia konkurencyjności spółki. - Od 1 marca trzy byłe nasze brygadzistki zarejestrowały działalność gospodarczą i przejęły 75 szwaczek. Korzystają z maszyn i pomieszczeń naszego zakładu. Wydajność mają o 30 proc. większą. Jakościowo towar jest lepszy. Od sierpnia chcą przejąć całość produkcji. Planujemy przekazanie szwalni i pakowalni w ich ręce, ale one nie potrzebują wszystkich pracowników - tłumaczył Józef Kiszka, prezes Mewy.
18 czerwca w Mewie została uruchomiona nowa kotłownia gazowa. Pracę straciło siedmiu palaczy ze starej kotłowni węglowej.
Prezes jest jednak dobrej myśli. - Akcje kupowaliśmy za kredyty, które trzeba spłacić. Nie po to zadłużyłem się po uszy i zastawiłem dom, żeby ten zakład miał upaść. Przetrwamy, bo my z tego zakładu jesteśmy i z niego żyjemy - zapewnia Józef Kiszka.
Za 5 miesięcy tego roku sprzedaż spółki spadła o 9 proc. Przychody Mewy ogółem za rok 2001 wyniosły 28,4 mln zł.