W kościele w Deszkowicach na Zamojszczyźnie nie ma już listy dłużników parafii (tych, którzy zalegali z comiesięcznymi wpłatami w wysokości 10 zł).
Mimo nieobecności księdza Piotra Lenarta, parafialny konflikt zdominował wczorajszą mszę. Nabożeństwo zaczęło się od programu z okazji Dnia Papieskiego. Później przy ołtarzu, w zastępstwie proboszcza, stanął ksiądz Krzysztof Krukowski.
- Nie wiem teraz, co mam robić - zaczął. - Bo jeśli wygłoszę kazanie, znajdą się tacy, co będą się skarżyć, że za długo muszą siedzieć w kościele. Jeśli z niego zrezygnuję, będzie kolejny zarzut o "nieme kazanie”.
Kobiety z pierwszych rzędów zapewniły, że chcą kazania. Młody kapłan mówił o szacunku, jaki księżom należy się od wiernych i o tym, że o problemach parafii nie powinno się informować mediów, ale próbować je rozwiązywać we własnym gronie. Przy okazji oberwało się goniącym za sensacją dziennikarzom.
Już po mszy, w rozmowie z nami, ksiądz Krukowski nie chciał komentować ani "niemych kazań” księdza Lenarta, ani jego pomysłu na wywieszanie w kościele list dłużników, choć przyznał, że w swojej posłudze kapłańskiej z takimi praktykami się nie spotykał.
Co na to mieszkańcy Deszkowic? - Nic nie powiem. Nam teraz spokoju potrzeba, nie rozgłosu - ucięła starsza kobieta.