Lubelscy śledczy chcieli schwytać szefa gangu przemycającego przez granicę ludzi. Przy okazji natrafili na linię produkcyjną do oczyszczania rozcieńczalnika i poletko z marihuaną.
W ciągu kilku lat przerzucili przez naszą granicę blisko półtora tysiąca osób. Koszt takiej "podróży” wynosił kilkanaście tysięcy euro.
Do kolejnych zatrzymań doszło w ubiegłym tygodniu. Tym razem w ręce lubelskich śledczych wpadł Jarosław S., mieszkaniec województwa podlaskiego. Policjanci znaleźli go w zabudowaniach po w dawnym PGR pod Augustowem.
Okazało się, że z przemycania ludzi przerzucił się już na inną działalność. Śledczy znaleźli linię produkcyjną służącą do oczyszczania rozcieńczalnika. Odzyskiwany w ten sposób spirytus trafiał do sprzedaży. Tylko w ciągu kilku ostatnich miesięcy przerobiono w ten sposób 10 tys. litrów rozcieńczalnika. Linii doglądał były nauczyciel chemii.
To nie wszystkie niespodzianki, które kryły zabudowania po PGR.
- Znaleźliśmy uprawę marihuany z własnym systemem nawadniania - mówi prokurator z wydziału do zwalczania przestepczości zorganizowanej Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie, który prowadzi w tej sprawie śledztwo.
Jarosław S. miał w domu sześć kilogramów suszu. Aresztował go już Sąd Rejonowy w Lublinie.