Ulewa była przed dwoma tygodniami, ale do dziś ludzie żyją w wodzie po kolana. I - jak twierdzą - nie mają znikąd skutecznej pomocy. Pozostaje im tylko czekać, aż woda sama opadnie. Tymczasem zalane rośliny gniją i okolica zamienia się w cuchnące mokradła.
- Wójt był tu trzy razy, ale nie miał pomysłu, jak nam pomóc. Twierdzi, że nie ma pieniędzy w budżecie - mówi Jerzy Szabała. Od dwóch tygodni duża część jego posesji znajduje się pod wodą. Zalane są ogrody i okoliczne łąki.
- Prosiliśmy o pomoc, gdzie tylko się dało - mówi Szabała. - Wywalczyliśmy tyle, że po kolejnej interwencji przysłali strażaków. Zaczęli wypompowywać wodę. Pomogło na chwilę. W końcu strażacy uznali, że ich praca nic nie daje i odjechali.
- Mam wodę w piwnicy. Woda stoi już pod stodołą. Jak zacznie padać deszcz, to wleje się na podwórko - niepokoi się Romania Bałaban.
Mieszkańcy wiedzą, co należy zrobić. - Problem w tym, by tę wodę gdzieś odprowadzić. Potrzebna do tego jest kanalizacja i rowy - mówi Leszek Manaj.
Ludzie opowiadają, że meliorację zrobił w okolicy hrabia Rostworowski. Ale to było 100 lat temu. Dziś jest tylko wspomnieniem. I wszystko wskazuje na to, że na jej odbudowanie nie ma wielkich szans.
- Gmina nie ma pieniędzy na rozwiązanie tego problemu. Melioracja nie należy też do zadań gminy - podkreśla Krystyna Wiśniewska, sekretarz gminy. - Ale pomagamy mieszkańcom tej ulicy wypompowując wodę. Dopóki stan wód się nie ustabilizuje, niewiele więcej możemy zrobić.
- Byłem tam. Wiem, że to wielki problem i potrzebne są bardzo kosztowne inwestycje. Ale starostwo też niewiele tu może - mówi starosta łęczyński Adam Niwiński. - Poparłem wniosek mieszkańców do marszałka województwa o zmeliorowanie tych terenów.
Stanisław Jakimiuk, dyrektor Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Lublinie mówi, że nie ma wiedzy na temat kłopotów mieszkańców Milejowa. - Ale zadzwonię do naszego inspektora w Lubartowie; niech sprawdzi czy da się tę wodę odprowadzić.
- Prawo wodne mówi, że ludzie mieszkający na podmokłych terenach, z własnej inicjatywy powinni założyć spółkę wodno ściekową, płacić składki członkowskie i wtedy szukać sprzymierzeńców - dodaje Wiśniewska.
- Wszędzie biurokracja, a tu trzeba jak najszybciej rozwiązać problem, bo z dnia na dzień jest gorzej - alarmują mieszkańcy. - Rośliny gniją i woda zaczyna okrutnie cuchnąć - mówi Romania Bałaban. - Ludzie nie mogą ruszyć się z domu, bo jak przejdą przez takie bagno, to muszą od razu się myć. Okna w domu nie da się otworzyć.
- Przez te mokradła za oknem żona mi się rozchorowała, wydała 100 zł na leki. Córka kaszle, ja też mam kaszel. Co będzie, jeśli ktoś poważniej zachoruje? Bo przecież karetka tędy nie przejedzie - podkreśla Jerzy Szabała.