- Co to za lekarz, który nie wie, jaki lek przypisać - płacze Sylwia Wawer. Lekarka kazała podać antybiotyk, na który jej pięcioletnie dziecko było uczulone. Wczoraj lekarka stanęła przed sądem. Ale proces się nie rozpoczął, bo nagle zachorował adwokat.
Lekarka leczyła Daniela od urodzenia. Kilka razy w roku matka przyprowadzała chłopca do gminnego ośrodka zdrowia pod Rykami. - Jak już zaczął kaszleć, to trudno go było z tego wyleczyć - wspomina Sylwia Wawer. Po raz ostatni przyprowadziła dziecko do ośrodka 1 października ub. roku. Lekarka stwierdziła infekcje dróg oddechowych i zapisała antybiotyk Biofuroksyn. Miał być podany w zastrzykach. Matka wykupiła lek i wróciła do ośrodka. Zastrzyk zrobiła pielęgniarka. Daniel zaczął wymiotować, sinieć i dusić się. Wezwano pogotowie, które zawiozło dziecko do szpitala w Lublinie. Chłopiec zmarł następnego dnia.
Kilka miesięcy wcześniej dziecko badał pediatra, który przypisał mu doustnie antybiotyk Ceklor. Po podaniu leku dziecko zaczęło wymiotować i siniec, ale dostało zastrzyk i doszło do siebie. - Powiedziałam o tym przy następnej wizycie w ośrodku - wspomina matka. - Pielęgniarka zapisała w karcie zdrowia, że Daniel jest uczulony na ten antybiotyk.
Gdy karetka wiozła dziecko do szpitala, pielęgniarki zauważyły zapis w dokumentach lekarskich - na co dziecko jest uczulone. Dowiedziały się, że Biofuroksyn i Ceklor to bardzo podobne antybiotyki. Postanowiły skopiować dokumentację lekarską dziecka. Zrobiły dwa komplety odbitek, a oryginał odłożyły na miejsce. Jedną kopię dały kierownikowi ośrodka a drugą policji.
Gdy prokuratura zażądała dokumentów okazało się, że podmieniono kilka stron i zamazano niektóre stwierdzenia. Zniknęły wszystkie zapisy, które świadczyły, na co dziecko było uczulone.
Lekarka i pielęgniarki nadal pracują w tym samym ośrodku zdrowia. Wczoraj wszyscy spotkali się przed salą rozpraw sądu w Rykach. Następną rozprawę wyznaczono na połowę stycznia. •