Mieszkańca Bełżyc pogryzł bezpański pies. – Nikt się nie śpieszy, by złapać czworonoga i umieścić go na obserwacji – żali się mężczyzna. Po naszej interwencji władze miasta obiecały, że rozwiążą problem.
– W ostatnią niedzielę wyszliśmy z córką na spacer – opowiada. – W pewnym momencie zobaczyłem psy biegnące prosto na moje dziecko. Osłoniłem przed nimi córkę nogą, ale sam zostałem pogryziony. Psy porwały też moją kurtkę.
Agresywne czworonogi wystraszył dopiero huk petardy, którą odpalił przypadkowy świadek. Pan Piotr zgłosił się do szpitala w Bełżycach, gdzie dostał zastrzyk przeciwtężcowy.
– Poszedłem też na komisariat i zgłosiłem sprawę. Pojechaliśmy razem na miejsce, psy jeszcze tam były, ale policjanci stwierdzili, że nic nie mogą zrobić – twierdzi mężczyzna.
Zadzwonił więc do weterynarza. – Przyjechał, ale stwierdził, że nie ma odpowiedniego sprzętu do złapania psa. Na nic zdała się też interwencja w Urzędzie Miasta. Wszędzie zostałem odprawiony z kwitkiem. Wszyscy chcieliby chyba, żeby podać im tego psa na tacy – oburza się Zieliński.
Nieprzyjemne spotkanie z czworonogami miał tego samego dnia jego sąsiad. – Jeden z nich złapał mnie za nogawkę i lekko ranił zębami nogę. To było jakieś 150 metrów od bloku, w którym mieszkam – mówi Konstanty Paździor.
Mieszkańcy się boją. – To makabra, przecież na tym osiedlu jest dużo małych dzieci, a te psy są duże. Nie wiem czemu wszyscy umywają ręce. Chcą, żeby doszło do tragedii? – pyta pan Konstanty.
Obaj pogryzieni mężczyźni dostali już skierowanie na serię zastrzyków przeciw wściekliźnie. Odwlekają wizytę, bo jeśli psy są zdrowe, to bolesne zabiegi nie będą konieczne. Ale żeby to stwierdzić, trzeba złapać zwierzęta.
Władze Bełżyc twierdzą, że z ich strony nie ma żadnego zaniechania. – Pan Zieliński telefonował do nas w poniedziałek i pracownik, który z nim rozmawiał, natychmiast nadał bieg tej sprawie – mówi Marcin Olszak, zastępca burmistrza.
We wtorek do miasta trafiło też pismo ze spółdzielni mieszkaniowej, a wczoraj z komisariatu policji, z prośbą o interwencję.
– Ubolewam nad tym, co się stało i zapewniam, że robimy wszystko, żeby złapać psy – dodaje Olszak. I tłumaczy, że firma z którą miasto ma podpisaną umowę na wyłapywanie wałęsających się psów, została powiadomiona o problemie.