69-letni Natoniewski złożył wczoraj pozew przeciwko państwu niemieckiemu za cierpienia podczas II wojny światowej.
Mężczyzna domaga się od rządu Niemiec miliona zł odszkodowania. Taka kwota znalazła się w pozwie, który w gdańskim sądzie złożyli jego pełnomocnicy. Krok Natoniewskiego może się okazać bardziej brzemienny w skutki.
- Jeśli Winicjusz wygra, my też zażądamy od Niemiec odszkodowania - mówią zgodnie mieszkańcy Szczecyna, wsi w powiecie kraśnickim.
2 lutego 1944 roku Szczecyn otoczyła niemiecka żandarmeria. Pacyfikacja wsi miała być karą za pomoc, jakiej udzielili jej mieszkańcy partyzantom. - To był koszmar - wspomina 74-letni Jan Konopka. - Niemcy plądrowali i palili domy. Jak tylko ktoś im się nie spodobał, rozstrzeliwali na miejscu.
- Przeżyłam tylko dlatego, że się schowałam w kuchni - opowiada Janina Kubik. Miała wtedy 10 lat. Jej siostrę bliźniaczkę Niemcy zabili. - Zginęła w objęciach naszego brata, starszego o 6 lat. On także został rozstrzelany.
Cudem przeżył 6-letni wówczas Natoniewski. Hitlerowcy nie zauważyli chłopca, wypędzając z domu jego rodzinę. Chwilę później podpalili dom. Matce udało się wyciągnąć chłopca. Ale obrażenia na skutek pożaru okazały się bardzo poważne. Ślady po poparzeniach pozostały niemal na całym ciele, m.in. na twarzy. Pan Winicjusz ma też sparaliżowane dłonie.
Po wojnie Natoniewski przeprowadził się do wsi Lublewo pod Wejherowem. W swoim kalectwie żył tam przez ponad 60 lat. Aż do teraz. - Mam nadzieję, że po moim pozwie także inni pokrzywdzeni zwrócą się do sądów o odszkodowania - mówi Natoniewski. - Bo takich przypadków jak mój jest znacznie więcej.
- Inni mieszkańcy wsi także rozważają złożenie pozwów - mówi Sylwester Rogowski ze Szczecyna. Na procesie Natoniewskiego ma być świadkiem. - Najwyższa pora odkryć prawdę - dodaje.
Prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Stanisław Rymar zapowiedział wczoraj, że za pomoc w sprawach dotyczących podobnych roszczeń adwokaci nie będą pobierali pieniędzy. (pap)