Oświatę finansujemy kosztem inwestycji – ubolewa Dariusz Wróbel, zastępca burmistrza Opola Lubelskiego. – Dłużej nie podołamy, jeśli nie zrobimy zmian.
Gmina co prawda otrzymuje od państwa pieniądze na utrzymanie szkół, ale pokrywają one jedynie 68 procent potrzeb. Resztę trzeba dopłacać z samorządowej kasy. Gdyby budżetowe pieniądze wystarczyły, nie trzeba byłoby niczego w szkołach zmieniać.
Zmiany, o których myśli samorząd Opola Lubelskiego, to likwidacja najmniej liczebnych szkół, a przynajmniej ograniczenie w nich liczby klas. Tymczasem droga do likwidacji, a nawet tylko zmniejszenia liczby klas w szkole, jest wyboista. Trzeba przejść przez skomplikowane procedury. Najpierw przeprowadza się konsultacje z rodzicami i nauczycielami. Potem składa się wniosek do kuratora oświaty. W ubiegłym roku złożono jeden wniosek o zmniejszenie liczby klas w Górach Opolskich. Jednak kurator odmówił. Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu, do którego władze Opola Lubelskiego się odwołały, podtrzymały decyzję lubelskiego kuratora. – To jest niezdrowa sytuacja, gdy kto inny szkoły utrzymuje, a kto inny o nich decyduje – denerwuje się Wróbel.
Lechosław Skorek, burmistrz Opola dodaje, że każda likwidacja wiąże się z protestami, ale tylko na początku. Potem rodzice, widząc, że poziom nauczania nie pogorszył się, są usatysfakcjonowani. Tak było w Elżbiecie, Trzebieszy i Dębinach. – Wiemy, że zdecydowana większość rodziców jest zadowolona z tego, iż ich dzieci uczą się w nowych szkołach – podsumowują samorządowcy z Opola.