– Oddamy niepotrzebne budynki, ścieśnimy oddziały i odchudzimy administrację – mówił. Zaraz też przeszedł od słów do czynów. W sierpniu wypowiedział wszystkim pracownikom warunki pracy i płacy. Obniżenie wynagrodzeń miało być jedną z metod na zbilansowanie dochodów i wydatków szpitala. Nie udało się. MPGK zagroziło odcięciem ciepłej wody i ogrzewania. Szpital do 13 grudnia musi zapłacić przynajmniej część długu.
Chirurgia świeci pustkami
Przygnębieni są także pracownicy innych oddziałów. – Nie wiemy, ile nam wypłacą i za co. Nie dostajemy żadnych pokwitowań już od roku. Walczymy o swoje przez komornika, bo co mamy robić? – pytają pielęgniarki.
Reforma doprowadziła do tego, że praktycznie na każdym oddziale dyżuruje jedna pielęgniarka – Żyjemy w ciągłym stresie. Zrzucono na nas ogromną odpowiedzialność. Kiedy robię zabiegi, nie wiem co dzieje się w tym czasie w salach – mówi pielęgniarka z oddziału dziecięcego. – A przecież bezpieczeństwo pacjentów powinno być najważniejsze.
Miesiące bez pieniędzy
Ludzie pytają za co mają żyć? – Nie dostałem nic i nie wiem kiedy dostanę – mówi kolejny rozżalony były pracownik. – Chciałem zostać. Gołąb stwierdził, że może nam przyznać po 800 zł, ale dostaniemy po 200 zł. Kto by się na to zgodził? Przepracowałem tu 27 lat.
Zarządca: To naturalna selekcja
Kontrakt Gołębia na zarządzanie szpitalem kończy się 31 grudnia. Miał sześć miesięcy na naprawę sytuacji. Swoimi decyzjami przysporzył sobie tylko wrogów, choć twierdzi, że wszystkich traktował równo. Pracownicy złożyli pozwy do sądu. Przez komornika egzekwują swoje pobory. Tego Gołąb nie przewidział.
– Miałem nadzieję, że pracownicy podejdą do problemu ze zrozumieniem, wyszło inaczej – mówi Gołąb. – Nasz miesięczny kontrakt – 720 tys. zł. – pozwala na funkcjonowanie szpitala, ale nie w sytuacji gdy 400 tys. zł zabiera komornik. Ja się na to stanowisko nie prosiłem. Jestem tu do końca roku i prawdopodobnie dłużej nie zostanę. Co będzie dalej, nie wiem.