Czym się zajmują lubelscy urzędnicy w wolnych chwilach? Na nasz koszt rozsyłają listy w sprawie chorego niemieckiego chłopca. Problem w tym, że chłopczyk na nic nie cierpi, bo go po prostu nie ma.
Treść tego listu jest poruszająca: „Za pośrednictwem Urzędu Celnego w Zamościu dowiedzieliśmy się o prośbie chłopca Daringa Herod cierpiącego na nieuleczalną chorobę nowotworową, którego marzeniem jest wpisanie do Księgi Rekordów Guinnessa. W celu realizacji tego marzenia musi on nawiązać kontakt z jak największą liczbą instytucji i urzędów. Aby wesprzeć nieuleczalnie chorego chłopca, zwracamy się z prośbą o przesłanie pisma do 20 innych jednostek. Wyrażamy wdzięczność za kontynuowanie listu, którego cykl nie zostanie przerwany” – zachęca nas Lucjan Szekalis.
Z Lucjanem Szekalisem nie udało nam się porozmawiać. W jego zastępstwie Henryk Lipiec, sekretarz powiatu łukowskiego, przyznał, że nikt nie sprawdzał, czy istnieje chory chłopiec. – Sprawdzanie byłoby droższe, niż 1,20 zł opłaty za list. Nie było złej woli. Kierownik miał wysłać ten list do urzędów gmin. Niezręcznie jeszcze skierował go do mediów...
Nam sprawdzenie tego, że chłopiec o takich personaliach nie istnieje, zajęło zaledwie kilka minut. Jak ustaliliśmy, listy z apelem o podobnej treści krążą po Polsce już od około roku. Różnica jest taka, że wcześniej chłopiec miał na imię „Arnold”. Reszta jest taka sama.
Wszelkie wątpliwości rozwialiśmy w niemieckiej gminie Flecken Delligsen. Jeden z urzędników poinformował nas, że list najlepiej zniszczyć i wyrzucić nie robiąc z niego dalszego użytku. – Nie należy się tym przypadkiem w ogóle zajmować – poradzono nam.
Ale łańcuszka rozsyłania listów nikt nie jest w stanie przerwać. Z treści apelu wynika, że Starostwo Powiatowe w Łukowie jest kolejną instytucją, po Urzędzie Celnym w Zamościu, które dało się nabrać. Marzena Siemieniuk, pełniąca obowiązki rzecznika bialskiej Izby Celnej, przyznała, że podległe jej urzędy już kilkakrotnie wysyłały te listy, aby pomóc w biciu rekordu Guinnessa. – U nas, w izbie, nikt nie sprawdzał, czy ten chory istnieje. Uznaliśmy, że nic się nie stanie, jak prześlemy list dalej – przyznaje Siemieniuk.
Wysłanie jednego listu kosztuje 1,20 zł. Przy 20 listach koszty rosną do 24 złotych. Każdy kolejny urząd to kolejne zmarnowane pieniądze i czas urzędników. Zarabia tylko poczta.