Pracownicy gminnej spółki z Baranowa pili w pracy. Tak przynajmniej podejrzewał wójt, dlatego firma wzbogaciła się o... alkomat. I teraz pracują aż miło...
Robotnicy wykonują większość swoich prac w różnych miejscach gminy i bezpośredni nadzór nad wszystkimi jest niemożliwy. Dlatego wójt postanowił ich zdyscyplinować w nietypowy sposób. Jednym ze składników mienia spółki stał się kupiony za kilkaset złotych alkomat. - Jednemu mogło się to podobać, innemu pewnie mniej. Ale nie było jakichś specjalnych oporów ze strony pracowników przed tym sprzętem - twierdzi Grzegorz Dębec.
I od kilku miesięcy regularnie dyrektor sprawdza wyrywkowo stan trzeźwości swoich ludzi. Na razie nikogo nie przyłapał na "dwóch gazach”. Ale jak sam mówi, od tego czasu wzrosła efektywność pracy. - To tylko potwierdza słuszność zakupu alkomatu. Okazał się dobrym straszakiem - mówi dyrektor Dębec.
Nietypowy sposób na mobilizację pracowników wywołuje uśmiech u innych pracodawców. - Wśród swoich urzędników nie widzę potrzeby stosowania takiego sprzętu - śmieje się Wiesław Stolarski, dyrektor Zarządu Dróg Miejskich w Puławach. - Ale jeśli istniało jakieś zagrożenie, to jest to na pewno słuszny pomysł - dodaje Stolarski.
Zdaniem rzecznika Okręgowej Inspekcji Pracy w Lublinie, przepisy nie zabraniają stosowania takiej formy dyscypliny przez pracodawców. - Ale trzeba pamiętać, że pracownik nie może być zmuszany do przebadania się alkomatem. Może to zrobić, jeśli sam ma na to ochotę. Pracodawca nie może mu tego nakazać - zaznacza Krzysztof Sudoł, rzecznik OIP.