Zwykli kryminaliści kradli samochody i zwracali je po otrzymaniu okupu. Nie przyszłoby im to tak łatwo, gdyby nie pomoc funkcjonariuszy z Miejskiej Komendy Policji w Lublinie
i z Centralnego Biura śledczego, którzy zapewniali im ochronę
i uprzedzali o zasadzkach.
Gang nie miał przywódcy. Decyzje - jak twierdzi krakowska prokuratura - podejmowane były kolektywnie. Wszyscy wiedzieli, jaką rolę mają do spełnienia. Złodzieje dowiadywali się od policjantów jak dotrzeć do włacicieli skradzionych samochodów. Funkcjonariusze zacierali lady, które mogłyby obciążyć ich kompanów, pomagali im też upły