1 stycznia do biłgorajskiego szpitala wkroczyła policja. Dziewięciu lekarzy musiało dmuchać w balonik i podać swoje dane. Wczoraj dzień upłynął w szpitalu spokojniej.
że 42 pracowników biłgorajskiego szpitala dostanie wypowiedzenie umów o pracę. Planowane zwolnienia tłumaczył trudną sytuacją placówki, która ma ponad 30 mln zł długów. – Pod koniec grudnia
16 lekarzom wygasły kontrakty. Dyrektor stwierdził, że nie warto ich odnawiać. Zaproponował nam za to przejście na umowy o pracę.
Ale zaledwie na 5 dni. O co w tym chodziło? Nikt nam tego nie wytłumaczył. Nie mamy do pomysłów dyrektora zaufania – mówi jeden z ginekologów.
Lekarze nie podpisali umów. Dlatego 1 stycznia na Oddziale Ginekologiczno-Położniczym pracował tylko ordynator. Ale dziewięciu medyków z oddziału było tego dnia w szpitalu. – Zebraliśmy się po południu, żeby zastanowić się, co robić. Kiedy dyrektor Oleszczak nas zobaczył, zadzwonił po policję. Tłumaczył, że tutaj nie pracujemy i że stanowimy zagrożenie dla zdrowia i życia pacjentów. Kiedy policjanci przyjechali, spisali nas i kazali dmuchać w alkomat. Wszyscy byliśmy trzeźwi. Dyrektor potraktował nas jak śmiecie – złości się jeden z ginekologów. – Zrobimy wszystko, aby go odwołać.
Lekarze chcą złożyć w tej sprawie doniesienie do prokuratury. Będą też pisać do starosty biłgorajskiego i wojewody.
Dyrektor Oleszczak bardzo niechętnie komentuje całą sytuację. – Jeżeli lekarze chcą okupacją oddziału wywrzeć na mnie presję,
to nie tędy droga. A tak właśnie potraktowałem to noworoczne zebranie. Wezwałem policję, aby to przerwać.
• Jak to możliwe, że oddział, gdzie leżą noworodki i ich mamy, funkcjonuje bez lekarzy?!
– Co będzie dalej? Zobaczymy. Na pewno nie dam się zastraszyć.
Wczoraj w szpitalu było spokojniej. Lekarze – choć bez angaży – podzielili się dyżurami, więc mali pacjenci nie zostali pozostawieni bez opieki.