Mateusz, Marlena i Milena uśmiechali się wczoraj od ucha do ucha. Po tygodniach walki o życie i zdrowie, w dobrym stanie wracają do mamy i taty.
Dzieci są już gotowe do wyjazdu. Marlena (11 lat) siedzi na łóżku po lewej, Milena (13 lat) po prawej. Dziewczynki zamieniły szpitalne pidżamy na odświętne spódniczki i bluzeczki. - Pierwszy raz będziemy na dworze od ponad miesiąca - obydwie są w wyśmienitych humorach. Namawiają mamę na grilla. - Dziś nie damy rady. Ale zrobimy jakąś imprezę w najbliższych dniach - obiecuje mama. - Dziś babcia szykuje dla was obiad.
- Kotlet z kurczaka - zgaduje Mateusz (10 lat), który był najbardziej poszkodowany, wybudził się ze śpiączki najpóźniej z rodzeństwa. - Mój ulubiony.
Chłopiec ma obydwie nogi w gipsie, a na nim pełno podpisów i autografów. - Ciocia się wpisała, koledzy, jak mnie odwiedzali - prezentuje zapisany opatrunek.
- To ja też się podpiszę - Jacek Świerczyński, nasz fotoreporter, chwyta za flamaster, wzbudzając tym radość chłopca.
- Ta rodzina wiele przeszła. Jak widziałam zdjęcia z wypadku w telewizji, to aż mi ciarki przechodziły. A przecież pracuję tu od kilkunastu lat - mówi jedna z pielęgniarek. - Jestem pełna podziwu dla nich wszystkich.
Dzieci są teraz w dobrej formie fizycznej i psychicznej. - Są po operacjach kończyn dolnych - mówi prof. Jerzy Osemlak, kierownik Kliniki Chirurgii i Traumatologii Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie. - Dziewczynkom wstawiliśmy pręty zrobione z tytanu. Takiego samego używa się przy budowie statków kosmicznych. Pręty scalają kości. Są bardzo wytrzymałe. Po kilku dniach można chodzić. Marlena i Milena stawiają już pierwsze kroki. Mateusz był operowany inną metodą. Dlatego na obydwu nogach ma jeszcze gips. Za 10 dni dzieci przyjadą do szpitala na kontrolę.