Ponad 2 tysiące pracowników sklepów Biedronka przesłuchają policjanci z naszego województwa. To część ogólnokrajowego dochodzenia w sprawie łamania praw pracowniczych. Śledztwo zlecił minister sprawiedliwości.
Małgorzata Pacześniowska z Parczewa takie przesłuchanie ma już za sobą. - Byłam pytana głównie o warunki pracy i zachowanie kierownictwa sklepu - mówi kobieta. Pracowała w sklepie Biedronka w Parczewie od 2001 do 2003 r. Będąc kasjerką musiała wozić wózkiem, a potem rozładowywać towar ważący nawet
960 kilogramów.
Śledztwo ma wykazać, czy przykłady łamania praw pracowniczych w sieci Biedronka były z góry zaplanowane przez kierownictwo firmy. W Lublinie do kierowania przesłuchaniami powołano specjalną komisję. Jej pracę nadzoruje jedna osoba. - To za mało do tak dużego postępowania - komentuje Szułczyński.
W Komendzie Wojewódzkiej Policji w Lublinie zapewniają jednak, że zdążą na czas, bo polecenie przesłuchania pracowników Biedronki otrzymały poszczególne komisariaty w terenie.
- Codziennie przesłuchujemy kilkadziesiąt osób - mówi Sławomir Góźdź, naczelnik Wydziału ds. Walki z Przestępczością Gospodarczą. - Wezwanie na policję zwalnia ich z obowiązków służbowych, dlatego są wzywani nawet w godzinach pracy.
- To bezprecedensowe śledztwo wpłynie pozytywnie na przebieg założonej przez nas sprawy - mówi Ewa Mikołajczyk z kancelarii Lecha Obary, adwokata, który jest pełnomocnikiem Stowarzyszenia Poszkodowanych przez Wielkie Sieci "Biedronka”. Stu byłych pracowników złożyło zbiorowy pozew do sądu. Żądają dwóch milionów złotych odszkodowania
za szykany w pracy. Wśród nich jest osiem osób z naszego województwa. Między innymi z Lublina, Świdnika, Chełma i Parczewa.
Spółka Jeronimo Martins Dystrybucja, właściciel sklepów Biedronka, nie wypowiada się w sprawie śledztwa.