Z dyżurki Straży Miejskiej w Świdniku zginął radiotelefon. Następnego dnia ktoś z niego zadzwonił. Zaproponował strażnikom, że aparat może im... odsprzedać. Zaczęło się przed tygodniem.
- Dyżurny twierdzi, że poszedł do toalety - przyznaje komendant Dariusz Mańka. - Gdy wrócił, nie było radiotelefonu. Na drugi dzień radiotelefon się odezwał. Ktoś zadzwonił i mówił, że może zwrócić urządzenie, ale strażnicy muszą zapłacić kilkaset złotych. Strażnicy skojarzyli zniknięcie sprzętu z przesłuchiwaniem chuliganów. - Przeszukaliśmy ich mieszkania, ale sprzętu nie znaleźliśmy - mówi Roman Maruszak z Komendy Powiatowej Policji w Świdniku. (dj)