Wczoraj rzeszowski prokurator przesłuchał naszą dziennikarkę Katarzynę Pasieczną. Występowała jako świadek w sprawie gróźb pod adresem redakcji Dziennika i tłumienia krytyki prasowej przez byłego ministra sprawiedliwości Grzegorza Kurczuka, lubelskiego barona SLD.
Całe postępowanie objęte jest niepisaną klauzulą poufności. - Mamy embargo na wiadomości o sprawie Kurczuka - przyznaje nieoficjalnie jeden z pracowników prokuratury.
Przypomnijmy. Kurczuk przyszedł we wrześniu do Andrzeja Mielcarka, redaktora naczelnego Dziennika. W rozmowie zagroził, że jeśli gazeta nie przestanie publikować nieprzychylnych SLD tekstów, to on spowoduje, że reklamodawcy przestaną się w Dzienniku ogłaszać. Była to reakcja na dwa opublikowane wcześniej przez nas artykuły: "Pałacyk dla Barona” oraz "Karząca ręka SLD”. Mielcarek rozmowę nagrał, a sprawa trafiła do prokuratury.
Czynności sprawdzające rozpoczęła Prokuratura Okręgowa w Lublinie, ale pod koniec października zwróciła się do Prokuratury Apelacyjnej o przeniesienie sprawy. Chciała uniknąć ewentualnych zarzutów o brak obiektywizmu. Teraz przesłuchani będą kolejni świadkowie. Między innymi Andrzej Mielcarek oraz Grzegorz Kurczuk.