Smalec z dioksynami trafił na Lubelszczyznę. Sanepid sprawdza do jakich sklepów dotarł i czy został już… zjedzony. Najprawdopodobniej tłuszcz wyprodukowano ze skażonej, irlandzkiej słoniny.
- Nawet jakby ktoś zjadł jednorazowo całą kostkę, nic mu się nie stanie.
O tym, że na Lubelszczyznę trafiła partia skażonego smalcu poinformowały służby weterynaryjne.
- Smalcu jest tylko tona - uspokaja Jan Sławomirski, wojewódzki lekarz weterynarii w Lublinie. - Można powiedzieć, że jesteśmy szczęściarzami, bo zakażone produkty w zasadzie omijają nasz region.
Skażona partia dotarła do hurtowni Publimar jeszcze w październiku. - Sprawdziliśmy hurtownię i okazało się, że podejrzanego smalcu już tam nie ma.
Producentem skażonego smalcu jest firma Agropol z Łodzi. Tłuszcz powstał ze słoniny pochodzącej z Irlandii. Jak udało nam się ustalić, teraz produkcja odbywa się już krajowych surowców.
Smalec był pakowany w opakowania po 250 gramów. - Sprawdzamy czy towar, który do nas trafił, był skażony - dowiedzieliśmy się w hurtowni Publimar. - Wyniki poznamy w czwartek. Przedstawimy wtedy też listę punktów, gdzie trafił smalec.
Wczoraj rano próbki smalcu dotarły do Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach. Mimo że smalec to przetopiony boczek i słonina, dioksyny mogły w nim przetrwać. Giną dopiero w temperaturze powyżej 1100 st. C.
- Badanie może potrwać kilka dni - zapowiada prof. Tadeusz Wijaszka, dyrektor PIWet. - To jedyne próbki z województwa lubelskiego z podejrzanym mięsem sprowadzonym do Polski z Irlandii. W tej chwili badamy około 15 próbek pochodzących z innych części kraju - dodaje Wijaszka.
W poniedziałek okazało się, że do Polski trafiła wieprzowina z Irlandii, w której mogą znajdować się trujące dioksyny. W sumie ponad 600 ton mięsa znalazło się w sklepach w woj. mazowieckim, łódzkim i wielkopolskim. Próbki mięsa z tych miejsc trafiły już do puławskiego laboratorium, które je przebada.
Dioksynami kilka lat temu próbowano otruć Wiktora Juszczenkę, dzisiaj prezydenta Ukrainy. - To substancja, która szkodzi dopiero wtedy, kiedy jest długotrwale spożywana. A partia mięsa, która trafiła do Polski to naprawdę niewiele - mówi Wijaszka. (PAB)