Warszawski sąd uznał winnym Ireneusza K., byłego zomowca, ostatnio policjanta z Biłgoraja, udziału w śmiertelnym pobiciu Grzegorza Przemyka.
Dzięki amnestii karę od razu obniżono mu o połowę – do czterech lat. Oskarżony nie był na ogłoszeniu wyroku. Jego adwokat zapowiedział apelację.
12 maja 1983 roku Ireneusz K., wówczas 20-letni zomowiec, pełnił służbę w komisariacie przy ul. Jezuickiej w Warszawie. Milicjanci przyprowadzili tam zatrzymanego na placu Zamkowym 19-letniego Grzegorza Przemyka i jego kolegę. Chłopcy świętowali maturę. W komisariacie Przemyk został skatowany przez milicjantów. Po dwóch dniach zmarł w szpitalu.
Sędzia Monika Niezabitowska-Nowakowska, uzasadniając wyrok dokładnie opisała rolę, którą w pobiciu odegrał Ireneusz K. Wchodząc do pomieszczenia, w którym znajdował się Przemyk, wyciągnął pałkę. Maturzysta próbował za nią złapać. Doszło do szamotaniny. Wówczas jeden z milicjantów złapał chłopaka od tyłu. A Ireneusz K. bił go łokciem po tułowiu. Dyżurny komisariatu podpowiedział mu, żeby bić tak, aby nie zostawić śladów.
– Grzegorz Przemyk został wręcz skatowany – stwierdziła sędzia.
Według sądu, Ireneusz K. nie wiedział, że Przemyk jest synem opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej. 19-latek został zatrzymany przypadkowo, bo nie miał dowodu osobistego.
Wczorajszy wyrok nie jest prawomocny. Wcześniej Ireneusz K. był czterokrotnie uniewinniany. Wyroki uchylał sąd wyższej instancji.
Ireneusz K. jest na emeryturze. Jako policjant był chwalony przez swych zwierzchników w Biłgoraju.
(dj)