Moje spektrum docierania do miejsc jest bardzo szerokie. Nie wszystko musi być piękne i kolorowe – mówi Dominik Maiński.
Z okazji Międzynarodowego Dnia Przewodnika Turystycznego rozmawialiśmy z człowiekiem o wielu twarzach. Zdobywcą czterotysięcznika Toubkal, wykładowcą, organizatorem Festiwalu Podróżniczego East est, Przewodnikiem Inspiracji oraz licencjonowanym przewodnikiem PTTK po Lublinie - Dominikiem Maińskim.
• Dlaczego został Pan przewodnikiem po Lublinie?
– Z powodu mojego wykształcenia, ponieważ jestem historykiem i historykiem sztuki. Bardzo lubię to miasto. Jest niesłychanie atrakcyjne dla osób, które zajmują się szeroko pojętą sztuką, kulturą i historią. Ważnym powodem są też ludzie, z którymi lubię się spotykać. Mamy turystów ze wszystkich zakątków Polski, ale także z zagranicy. Wszystkie te spacery są wyjątkowe. Za każdym razem trafiam na inną grupę odbiorców – poczynając od dzieci i młodzieży, a kończąc na osobach starszych. Przybliżenie im historii Lublina i jego atrakcji jest rzeczą bardzo przyjemną.
• Dużo Pan podróżuje. Jakie miejsce szczególnie zapadło Panu w pamięć?
– Podróże z zasady są przyjemne. Zwiedzamy ciekawe i piękne miejsca pod względem natury oraz zabytków. Natomiast ja interesuję się też może mało popularnym tematem, a mianowicie historią ludobójstwa. Kiedyś byłem na wyprawie w Azji Południowo-Wschodniej, w dawnych Indochinach. Odwiedziłem tam m.in. Wietnam i Kambodżę. To, co się wydarzyło niedawno, bo w latach 70-tych zeszłego wieku w Kambodży, czyli reżim Czerwonych Khmerów i wszystko, co z tym związane, było rzeczywiście porażające. Kontynuacją tematu była moja podróż na Bałkany, do Bośni i Hercegowiny, gdzie w latach 90-tych dokonywano zbrodni o niesłychanym zasięgu i charakterze. Te kierunki podróży niekoniecznie nadają się dla każdego ze względu na swoją drastyczną historię. Nie mają aspektu typowo turystycznego. Jednak moje spektrum docierania do miejsc jest bardzo szerokie. Nie wszystko musi być piękne i kolorowe.
• Pochodzi Pan z Warszawy. Skąd pomysł, żeby oprowadzać właśnie po Lublinie?
– Moje życie jest podzielone na dwie części. Urodziłem się w Warszawie i tam mieszkałem przez prawie dwadzieścia lat. Natomiast później przeniosłem się do Lublina, skąd pochodzi moja rodzina. Lublin jest dla mnie istotny, ponieważ tutaj studiowałem, a w późniejszym okresie związałem się z miastem zawodowo.
• Jakie miejsce w Lublinie poleciłby Pan szczególnie?
– Chyba nie mam takiego miejsca. Całe miasto jest naszpikowane niesamowitymi historiami. Z racji wykształcenia zwracam szczególną uwagę na sztukę, co wyraźnie podkreślam na moich autorskich spacerach. Najcenniejsze w mieście są obiekty związane z tzw. renesansem lubelskim, które są wyjątkowe na tle innych polskich atrakcji.
• W swojej pracy ma Pan styczność z bardzo różnymi ludźmi. Czy jakaś historia szczególnie zapadła Panu w pamięć?
– W oprowadzaniu chodzi o nastrój i to się zmienia za każdym razem. Są różne wycieczki, mniejsze i większe. Każde spotkanie jest inne, bo ludzie i ich reakcje są różnorodne. Mam to szczęście, że przeważnie po moich spacerach turyści są zadowoleni.
• Co jest najtrudniejsze w pracy przewodnika?
– Myślę, że sposób docierania do poszczególnych osób i podtrzymywanie uwagi. To jest najtrudniejsze. Z różnymi osobami pracuje się różnie. W przypadku wycieczki składającej się z kilkunastu czy kilkudziesięciu osób zawsze znajdzie się ktoś, kto nie jest zaciekawiony tematem w tym samym stopniu co inni. Ważne jest, żeby mówić w sposób interesujący, aby słuchacze nie tylko wytrwali i się nie nudzili, ale żeby coś wynieśli z takiego oprowadzania.
• Czy nie myślał Pan, żeby zostać przewodnikiem na wyjazdach zagranicznych?
– Być może w przyszłości rozszerzę zakres swoich zainteresowań i pomyślę o tym. Jestem też organizatorem festiwalu podróżniczego o tematyce wschodniej, na który zapraszam ciekawych ludzi opowiadających o swoich nieraz ekstremalnych wyprawach. Sam, zwiedzając różne miejsca, staram się po powrocie przybliżać swoje doświadczenia podczas różnych wykładów i pokazów.
• Jak wygląda takie oprowadzanie po Lublinie?
– Prowadzę kilka spacerów, w których się specjalizuję. Oprócz ogólnego oprowadzenia po Lublinie z akcentem na Stare Miasto i Śródmieście zajmuję się również lubelskimi placami i szeroko rozumianym malarstwem, zaczynając od fresków, poprzez mozaiki i inne sposoby zdobienia ścian, kończąc na muralach. Nie każdy wie, że np. mozaika w hali dworca PKS także zaliczana jest do malarstwa. W czasie swoich spacerów zwracam też uwagę na detal architektoniczny. Mało osób go dostrzega, ponieważ kamienice są zdobione najbardziej w szczytowych partiach, a ludzie rzadko kiedy podnoszą głowy, żeby zobaczyć to, co jest najciekawsze.
• W jaki sposób dociera Pan do najmłodszych?
– Spacer musi być dopasowany do wieku. Nie można dzieciom przekazywać bardzo szczegółowych informacji. Jest to zupełnie inny typ oprowadzania niż dorosłych. Dzieci nie mogą uczestniczyć w zbyt długich spacerach, ponieważ szybko się rozpraszają. Wówczas zwracam szczególną uwagę na miejskie historie i legendy. Mamy w Lublinie bardzo dużo legend m.in. o Czarciej Łapie, śnie Leszka Czarnego w miejscu dzisiejszego Placu po Farze czy o kamieniu nieszczęścia spod Bramy Trynitarskiej. Zmieniam wówczas również sposób mówienia, bo czasem trzeba być także aktorem.