Kadrowa z Archiwum Państwowego okradała współpracowników – dowodzi prokuratura. Z ustaleń śledczych wynika, że Albina S. przez co najmniej siedem lat wyprowadzała pieniądze z pracowniczej kasy zapomogowo-pożyczkowej.
– Ufaliśmy naszej Albince. Każdy dałby sobie za nią rękę uciąć. Dzisiaj człowiek byłby bez ręki – mówi jedna z pokrzywdzonych pracownic lubelskiego archiwum.
Śledztwo dotyczące Albiny S. prowadziła Prokuratura Rejonowa Lublin – Północ. Sprawa znalazła dalszy ciąg w sądzie. Kobieta została oskarżona o przywłaszczenie nieco ponad 100 tys. zł. Zarzuty obejmują lata 2010-2017 r. Pokrzywdzeni w sprawie przekonują jednak, że kobieta mogła okradać kasę archiwum już od 2006 r., kiedy powierzono jej prowadzenie kasy zapomogowo-pożyczkowej.
Sukcesywnie, rok po roku, wyprowadzała pieniądze na swoje prywatne konto – wyjaśnia nasza rozmówczyni. – Dyrektor płacił tej pani z państwowego budżetu dodatek za prowadzenie kasy. Oczywiście naszą winą jest, że nikt nie weryfikował działalności pani Albiny. Bilanse wyglądały dobrze. Dopiero sprawdzenie stanu konta pokazało, jak dramatyczna jest sytuacja.
Sprawa wyszła na jaw w ubiegłym roku. Jedna z pracownic archiwum przez ponad pół roku starała się o pożyczkę z kasy. Albina S. za każdym razem odrzucała wnioski, tłumacząc to brakiem środków. – Padło więc pytanie, gdzie te pieniądze? Składki są przecież co miesiąc potrącane z pensji. Zastanawialiśmy się, czy pracownicy przestali spłacać pożyczki. Zaczęło się sprawdzanie i nagle okazało się, że na koncie nie ma pieniędzy – wspomina pracownica archiwum.
Kontrola wykazała, że Albina S. latami przelewała niewielkie sumy na swoje konto. Z kasy zniknęło w ten sposób ponad 100 tys. zł. Obrońca Albiny S. kwestionuje jednak te kwoty, wskazując na przedawnienie. W sprawie pokrzywdzonych jest kilkadziesiąt osób. Ustalono, że kadrowa zaciągała pożyczki na konta pracowników, którzy nie mieli o tym pojęcia. Nie księgowała również spłat kolejnych rat.
– Ludzie spłacali grube tysiące, a teraz okazuje się, że nadal mają dług – dodaje nasza rozmówczyni. – Musimy wszystko uregulować, bo kierownictwo archiwum nie zdecydowało się na zaliczenie „skradzionych” rat na poczet spłaty.
Pracownicy archiwum wskazują, że każda decyzja pozwalająca na potrącenie pracownikom pieniędzy z pensji powinna być opatrzona dwoma podpisami osób z zarządu kasy zapomogowo-pożyczkowej. Tymczasem przez lata dokumenty sygnowała jedynie Albina S.
Z powodu działalności Albiny S. pracownicy, a także część pracowników, którzy przeszli niedawno na emeryturę, nie może odebrać swoich wkładów do kasy. Również obecni pracownicy archiwum boją się, że nie odzyskają pieniędzy. Są rozgoryczeni.
– Wszyscy wiedzieli, że nasza Albinka ma trudną sytuację finansową. Koleżanka regularnie pożyczała jej pieniądze na autobus do domu. Litowaliśmy się nad nią, a ona perfidnie rok po roku nas okradała – przyznaje pracownica archiwum.
Kiedy finansowy skandal wyszedł na jaw, Albina S. przestała przychodzić do pracy i została zwolniona. Jak informuje prokuratura, na poczet przyszłych kar zabezpieczono od niej 5500 zł. Wyroku w sprawie można się spodziewać na początku lipca. Albinie S. grozi do 5 lat więzienia.
>>> Skandal u jubilera w Lublinie. Pracownica wymieniała brylanty w pierścionkach na cyrkonie