Część przyszła z plecakami i krzyżami, inni nie mieli nic poza latarką. Jedni maszerują w grupach, drudzy samotnie. Ktoś milczy, ktoś inny rozmawia. Ekstremalna Droga Krzyżowa to wędrówka dla wszystkich
Pod kościołem w Konopnicy, gdzie początek ma żółta licząca 33-kilometry trasa, zaczynają zbierać się ludzie. Jest kilka minut przed godz. 20.
– Na drogę krzyżową namówiła mnie siostra. Byłam dwa razy w Częstochowie, dużo chodzę po górach, więc myślę, że fizycznie dam radę i dotrę do Wąwolnicy – mówi Anna, pierwszy raz na Ekstremalnej. Decyzję podjęła z dnia na dzień, przyszła bez zapisu.
Według wyliczeń ks. Mirosława Ładniaka, organizatora ekstremalnej pielgrzymki z Konopnicy wyruszyło ok. 300 osób. W sumie na wszystkie trzy lubelskie trasy EDK zapisało się aż 2 tys. ludzi. Uczestników jednak mogło być więcej, bo część, jak pani Anna, mogła przyjść spontanicznie.
Pielgrzymi mieli do wyboru też łatwiejszy szlak – wokół Zalewu Zemborzyckiego oraz trudniejszy – z lubelskiej archikatedry do Wąwolnicy. To właśnie na 46-kilometrową trasę czerwoną zapisało się najwięcej osób.
Po godz. 20 na placu przed kościołem w Konopnicy zaczyna robić się tłumnie. Pielgrzymi świecą odblaskami i latarkami na głowach. Wiele osób ma w rękach krzyże.
– Idziemy drugi raz, rok temu udało nam się dotrzeć na 9 rano – mówi 18-letnia Natalia Wierzbicka.
– Zmęczenie nie było takie straszne, gorzej z pogodą. Było mokro, a jak przeszło przed nami jeszcze kilkaset osób, to robiło się straszne błoto – opowiada jej starszy brat Łukasz.
Natalia cztery razy szła na Jasną Górę. – Nie da się tego porównać do pielgrzymki, podczas której na chwilę można się położyć, odpocząć, czy nawet zdrzemnąć – stwierdza.
W założeniu cała trasę powinno się przejść w milczeniu. – Jest różnie. Jedni milczą, inni rozmawiają. Raz nawet mijaliśmy ludzi, którzy sobie śpiewali – przyznaje Natalia.
Natalia i Łukasz dotarli do Wąwolnicy o godz. 4.20 nad ranem. – Trasę pokonaliśmy w ok. 7 godzin. Były dwa kryzysowe momenty, w lesie w Radawcu i w takim zagajniku, już pod koniec. Zmęczenie zaczęło nam doskwierać jakieś pięć kilometrów przed końcem trasy – opowiada Łukasz.
– Jak się szło to się tak nie czuło bólu w nogach i plecach. Znacznie gorzej było na drugi dzień. Ale ogólnie to świetne przeżycie – mówi Natalia.
W tym roku pogoda dopisała. – Świetne warunki, nie padało, nie wiało. Było ok. zera, więc nie zmarzliśmy – mówi Łukasz.
Główna idea EDK to: wyzwanie, droga, zmaganie, spotkanie. Chodzi o pokonanie nocą wybranej trasy, medytowaniu rozważań i zmaganiu się z własnymi słabościami. W tym roku pątnicy wyszli w drogę w nocy z 4 na 5 marca. Najdłuższa w Polsce Ekstremalna Droga Krzyżowa liczy 72 km – biegnie z Tomaszowa Lubelskiego do Radecznicy.