Zamieszkałe na Lubelszczyźnie rodziny ofiar mordów dokonanych przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach na Wołyniu wezmą dziś udział w uroczystości poświęconej 60. rocznicy tamtej tragedii. Odbędzie się ona w Pawliwce na Wołyniu z udziałem prezydentów Polski i Ukrainy.
Śledztwo dotyczące wołyńskiej tragedii prowadzi lubelski oddział Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.
- Przesłuchanych zostało już blisko tysiąc świadków - mówi prokurator Piotr Zając. - Są to m.in. osoby, które miały wówczas po kilka lat bądź słyszały od rodzin, co się tam wydarzyło.
Według szacunków komisji, na Wołyniu zginęło od 50 tys. do 60 tys. Polaków. Największa fala mordów miała miejsce latem 1943 roku. 11 lipca 1943 roku oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii napadły na blisko 80 miejscowości. - Wykluczyliśmy, że dokonywanie zbrodni miało charakter spontaniczny i było inicjatywą lokalnych dowódców UPA. To musiała być zaplanowana akcja, skoro jednego dnia dochodziło do serii mordów w różnych miejscowościach - mówi Zając.
Regularnym oddziałom pomagała miejscowa ludność uzbrojona w widły i siekiery. Świadkowie, którzy zeznawali w lubelskiej komisji, opowiadali, że dochodziło nawet do sytuacji, że mąż Ukrainiec, aby przeżyć, musiał zabić żonę Polkę, a dzieci zabijały rodziców.
Lubelskim prokuratorom nie udało się dotychczas ustalić, kto wydał rozkaz mordowania Polaków. Przyjęli tu dwie hipotezy: była to inicjatywa wołyńskiego dowództwa UPA bądź rozkaz przyszedł z centrali tej organizacji. (d.j)