Małemu Antosiowi został niecały miesiąc na uzbieranie pieniędzy na operację serca w Stanach Zjednoczonych. Jeżeli nie uda się zebrać na nią 800 tys. zł, wyznaczony już termin zabiegu przepadnie.
>>> Zbiórka dla Antosia: https://www.siepomaga.pl/antoni-czerkas
O chorobie synka jego mama dowiedziała się, gdy była w piątym miesiącu ciąży. Lekarze pocieszali, że będzie dobrze. Antoś miał przyjść na świat w szpitalu w Warszawie, gdzie od razu zajęliby się nim specjaliści.
Chłopiec nie czekał na termin. Urodził się jako wcześniak, w Lublinie. Trafił do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego, stąd do warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.
– W dziesiątej dobie życia przeszedł pierwszą operację ratującą życie – opowiada pani Sandra, mama chłopca. – Potem przez miesiąc walczył na OIOM-ie, a przez kolejny na oddziale kardiologicznym.
Następne miesiące były fantastyczne. Antoś zdrowo się rozwijał u boku 5-letniej siostry Niny, chociaż wykryto u niego rzadką wrodzoną wadę serca (zespół Ebsteina), na którą cierpi mniej niż 1 proc. populacji.
Wtedy wiele wskazywało na to, że choroba nie utrudni mu życia. Tak było do lutego, kiedy maluszek zaczął się dusić z powodu niedotlenienia krwi.
– Jego usta i rączki są sine, dopadają go ataki duszności, a serduszko bije zaburzonym rytmem, nie tolerując wysiłku. Gdy płacze to pokazuje, że boli serduszko – mówi pani Sandra. – Nie wiem, ile ma czasu. Ale wiem, że muszę walczyć o jego życie.
Lekarze w Polsce, jak opowiada mama, chcieli się podjąć szeregu operacji, po których serce chłopca miałoby tylko jedną komorę.
– To bardzo ryzykowna operacja, po której jego życie znacznie pogorszyłoby się. Być może konieczny okazałby się po jakimś czasie przeszczep wątroby. Z całą pewnością musiałby żyć bardzo oszczędnie i brać stale leki – mówi pani Sandra.
Nie takiej przyszłości chce dla syna jego mama.
– Od rodziców dzieci cierpiących na to samo schorzenie dowiedziałam się, że z fantastycznymi efektami leczą tę chorobę medycy w Pittsburghu w USA. Przesłałam tam dokumentację medyczną i Antoś został zakwalifikowany do operacji. Mamy już kosztorys i plan. Wynika z niego, że potrzeba na nią 800 tys. zł – opowiada kobieta.
Termin operacji wyznaczono na 12 grudnia. Aby zabieg doszedł do skutku, tydzień wcześniej trzeba wpłacić pieniądze. A jeśli nie uda się uzbierać, termin przepadnie.
– Antoś nie ma czasu żeby czekać – mówi mama chłopca. – Jego stan pogarsza się z dnia na dzień. Ma zimne poty. W nocy budzi się z krzykiem cały spocony. Sinica jest bardziej widoczna, usta są już całe sine, oddech bardziej przyspieszony.
Pani Sandra stara się o to, żeby operację zrefundował NFZ. – Złożyliśmy wniosek, ale nie wiemy, jaka będzie decyzja. Nie chcemy trwać w bezczynności i w ostatniej chwili dowiedzieć się, że operacji nie będzie. Dlatego prosimy o pomoc – mówi mama Antosia. – Musi się udać. Ja w to wierzę.
Pieniądze można wpłacać poprzez portal siepomaga.pl, gdzie założona jest zbiórka „Antoś nie może dłużej czekać na operację! Każdy dzień to potworne ryzyko!”