Róża B., która przyznała się do zamordowania swojego dziecka, została wczoraj aresztowana przez Sąd Rejonowy w Lublinie.
że kobieta jest matką noworodka, którego zwłoki zostały podrzucone przed półtora rokiem pod kościołem w Czerniejowie. Chłopczyk miał obrażenia głowy.
W prokuraturze Róża B. przyznała się do zabójstwa dziecka. Twierdziła, że urodziła
je w altance w pobliżu domu. Potem uderzyła dzieckiem o betonowe podłoże. Przez
dwa dni przechowywała zwłoki w altance.
Potem zaniosła je
pod kościół.
Prokuratura postawiła Róży B. zarzut zabójstwa, za które grozi nawet dożywocie. Dopiero badania psychiatryczne wykażą czy kobieta zabiła dziecko z premedytacją, czy też pod wpływem szoku poporodowego. Gdyby okazało się, że chodzi o ten drugi przypadek,
to grozi jej znacznie niższa kara.
została aresztowana przez lubelski sąd za zabicie swojego
dziecka
Co ja mogę o sprawie powiedzieć? Ja tylko wiem, że ją zabrali - płacze staruszka. - Ja bym nigdy nie dała w to wiary, że tak zrobiła. Przecież teraz dziecko można zostawić w szpitalu.
Twierdzi, że nie wiedziała nic o ciąży.
- Jak znaleźli to dziecko pod plebanią to ludzie zaczęli mówić, że to Róży, ale potem przycichło.
Noworodek pod kościołem
Róża została zatrzymana we wtorek, półtora roku od zamordowania dziecka. 7 sierpnia 2002 roku zwłoki chłopczyka zostały znalezione pod kościołem w Czerniejowie. Leżały w plastikowej reklamówce wciśniętej do worka jutowego. W torbie była też zapisana odręcznie kartka papieru. Ktoś kto podawał się za ojca dziecka prosił o pochówek. Twierdził, że boi się reakcji środowiska, bo ma już rodzinę. Napisał, że dziecko urodziło się martwe.
Sekcja zwłok wykazała, że dziecko urodziło się żywe i zostało zamordowane. Miało na głowie ślady po uderzeniach. Przed półtora rokiem zabójcy nie udało się ustalić i sprawa została umorzona. Policjanci wrócili do niej po tym jak w Czerniejowie odkryto zwłoki pięciorga noworodków. Badanie genetyczne wykazało jednak, że obu spraw nic nie łączy, bo pięcioraczki i dziecko znalezione pod kościołem urodziły inne kobiety.
Policjanci Komisariatu w Bychawie wytypowali krąg osób mogących być rodzicami dziecka. Pobrano materiał genetyczny do badań DNA, które jednoznacznie wskazały na Różę B.
Zabiła w atlance
Po drugiej stronie drogi, naprzeciwko domu Róży, stoi drewniana altanka. To właśnie w niej - według wyjaśnień kobiety - zamordowała swoje nowo narodzone dziecko.
Altanka to dwa małe pomieszczenia. W pierwszym stoi stary stół i krzesło, w drugim większym dwa zniszczone tapczany. 5 sierpnia 2002 roku tam właśnie przyszedł na świat synek Róży. Nie wiadomo dlaczego zabiła. Uderzyła noworodkiem o betonowy chodnik, a potem o ławkę. Opowiedziała o tym prokuratorowi spokojnie i szczegółowo.
- Badanie lekarskie potwierdziło, że Róża R. kiedyś urodziła - mówi Andrzej Lepieszko, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Po zabójstwie Róża B. przez dwa dni ukrywała zwłoki. 7 sierpnia włożyła ciało do torby, którą podrzuciła pod zakrystię w Czerniejowie. Dołączyła kartkę, z której wynikało, że ojcem dziecka jest jej sąsiad. W prokuraturze powiedziała, że chciała się na tym mężczyźnie zemścić. Za co? Tego prokuratura nie chce ujawnić.
Róża powiedziała, że prawdziwym ojcem jest zupełnie ktoś inny. Podała jego imię i nazwisko.
Nic nie było widać
Ojciec? Tu do niej nikt nie przychodził - mówi babcia. - Z pięć lat temu, parę razy, przyjechał taki z Majdanu, ale potem przestał.
Babcia wychowywała Różę od dziecka. - Moja córka przyniosła ją jak miała dwa i pół roku. I zostawiała - wspomina. - I tak żyłyśmy razem. Spokojna była. 27 lat miała, a ani razu na zabawę nie poszła, ani żadnej koleżanki nie miała. Wolała siedzieć w domu. We wszystkim mi pomagała. Co ja teraz biedna bez niej zrobię? - szlocha.
Róża najpierw chodziła do szkoły w Skrzynicy, a potem uczyła się na krawcową w szkole specjalnej w Lublinie. Mieszkańcy wsi, z którymi rozmawialiśmy zgodnie twierdzą, że dziewczyna była dziwna.
- Róża? Tu tylko taka jedna. Taka trochę, no... cudaczna - mówi kobieta w sklepie.
- Gadatliwa, do kierowców w autobusie aż piszczała - opowiada sąsiadka.
Prokuratura zanim wystąpiła do sądu z wnioskiem, poleciła zbadać podejrzaną w zakładzie medycyny sądowej oraz przez psychiatrę. Sąd aresztował ją na trzy miesiące. Prokurator Andrzej Lepieszko zapowiada, że to dopiero początek śledztwa.
- Musimy ustalić, kto jest ojcem dziecka i jaki był jego ewentualny udział w zdarzeniu - wyjaśnia
A. Lepieszko. - Sprawdzimy, czy podejrzana powiedziała całą prawdę. •