Organizatorzy zakazanej przez magistrat demonstracji mimo wszystko przyszli w poniedziałek przed Ratusz. Grupa była na tyle mała, by formalnie nie była demonstracją. Jej organizatorzy już szykują na 3 lipca kolejną, większą akcję.
– Zagrażałaby bezpieczeństwu – wyjaśniała Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta Lublina. I dodaje, że chodzi o bezpieczeństwo na przejściu dla pieszych, któremu zdaniem urzędników szkodziłby tłum demonstrantów.
Wcześniej miasto tak samo motywowało odmowę wydaną akcji "Żywa biblioteka”, w której można było "wypożyczać” na rozmowę m.in. homoseksualistę czy wegankę. A Ratusz mówi, że konsekwentnie nie będzie zgadzać się na demonstracje w tym miejscu.
– Odmowę dostaliśmy w piątek tuż przed godz. 15. Zostało nam 12 minut, by odwołać się do wojewody. Zdążyliśmy, ale wojewoda podtrzymała argumentację prezydenta miasta. Zarzuca nam się, że tamujemy ruch? Ja nie znam pikiet, które odbywają się w miejscach nieruchliwych – mówi Krzysztof Kasprzak z fundacji Pro-Prawo do życia. Zapowiada odwołanie do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Takie odwołanie złożyli już organizatorzy wspomnianej "Żywej biblioteki”.
Kasprzak zapowiada kolejną demonstrację, 3 lipca. Zaproponuje kilka miejsc. Jeśli miasto nie odmówi, demonstracja ma być liczniejsza od poniedziałkowej pikiety, która mimo wszystko się odbyła.
Była legalna, bo liczyła mniej, niż 15 osób (takiego spotkania nie trzeba legalizować). Więcej było policjantów i strażników. Jeden z patroli policzył pikietujących. Było ich ośmiu, nie zostali wylegitymowani. O co im chodziło?
– Protestujemy przeciw finansowaniu przez miasto organizacji popierającej aborcję – mówi Kasprzak.
Chodzi mu o stowarzyszenie Homo Faber, które dołączyło do zbiórki podpisów pod projektem ustawy "o świadomym rodzicielstwie i innych prawach reprodukcyjnych”, a w ciągu ostatnich trzech lat dostało od miasta prawie 140 tys. zł.
– To były dotacje na projekty, które zgłaszaliśmy do konkursów. Nie staraliśmy się o dofinansowanie jakichkolwiek akcji pro- lub antyaborcyjnych – odpowiada Piotr Skrzypczak z zarządu Homo Faber.
Z kolei Ratusz zarzuca pikietującym kłamstwo. W wydanym wczoraj specjalnym oświadczeniu stwierdza, że w ramach konkursów przekazuje pieniądze na konkretne wydarzenia, a nie na działalność samych organizacji. Zaprzecza też, jakoby miasto dotowało inicjatywy proaborcyjne.