Kierownik ochrony lubelskiego Tesco stanie przed sądem. Za bestialskie zabicie kota, na terenie sklepu w Głogowie grożą mu dwa lata więzienia. - Marian S. działał ze szczególnym okrucieństwem - stwierdza prokurator.
Potem znęcał się nad kotem. Wszystko działo się w obecności pracowników i klientów. Znęcanie się nad zwierzęciem zarejestrowały kamery monitoringu.
Całą historię opisała Gazeta Lubuska. W rezultacie wyczynami Mariana S. zajęła się policja. Postawiono mu zarzuty znęcania się nad zwierzętami. Grozi za to nawet rok pozbawienia wolności. Sprawa trafiła do prokuratury.
- Podwyższyliśmy kwalifikację czynu, uznając, że Marian S. działał ze szczególnym okrucieństwem - mówi Wojciech Czerwiński, szef Prokuratury Rejonowej w Głogowie. - Bez powodu bił kota, chwycił go, przycisnął do podłogi, a następnie udusił. Takie przestępstwo zagrożone jest karą do dwóch lat więzienia.
Po ujawnieniu zarzutów wobec Mariana S., dyrekcja Tesco przeniosła swojego pracownika na drugi koniec Polski, do Lublina. Przedstawiciele Tesco zapewniają, że planowali to wiele miesięcy wcześniej.
Poddawali też w wątpliwość fakt zabicia kota. Ich zdaniem ochroniarz jedynie gonił zwierzę. Policja i prokuratura są innego zdania. W tej sprawie zebrano bogaty materiał dowodowy.
Firma nie zamierza wyciągać żadnych konsekwencji wobec swojego pracownika. Dyrekcja czeka na wyrok sądu.
- Sprawa dotycząca naszego pracownika jest nadal w toku. Dopóki nie zostanie ona wyjaśniona do końca, nie mamy żadnych podstaw prawnych do podjęcia wobec tej osoby jakichkolwiek czynności dyscyplinarnych - mówi Michał Kubajek, z biura prasowego Tesco Polska.
- Nasze wewnętrzne postępowanie w tej sprawie nie potwierdziło tych zarzutów. Ubolewamy, że ta historia zdobyła rozgłos publiczny na etapie, kiedy zarzuty nie zostały potwierdzone - dodaje.
O winie Mariana S. rozstrzygnie sąd. Sprawie będą przyglądać się ekolodzy.
- Chcemy się w to włączyć. Zamierzamy też wystąpić do Tesco o wyjaśnienia - mówi Zbigniew Gruda, rzecznik Straży dla Zwierząt. - Myślę, że sąd orzeknie najwyżej karę w zawieszeniu. Niestety taką mamy świadomość społeczną. O tego typu sprawach trzeba jednak głośno mówić. Inaczej nic się nie zmieni.
Marian S. odmawia rozmów z dziennikarzami i nie przyznaje się do zarzutów.