Samochody grzęzną w gliniastym błocie po osie, ludzie zapadają się po kostki albo głębiej, w rowie przy szosie funkcjonuje samoobsługowa myjnia butów – kto do niej nie wstąpi, niech nie liczy na jazdę taksówką – kierowca nie wpuści... Takie warunki stworzono odwiedzającym groby na największej lubelskiej nekropolii – na Majdanku, gdzie pochowanych już około 40 tys. ludzi.
Pojechaliśmy, zobaczyliśmy, mało co butów nie straciliśmy. Zgadza się – po rozjeżdżonych, nieutwardzonych ścieżkach trudno dojść do miejsc pochówku
– Szczególnie jesienią i w bezśnieżne zimy, jak teraz, to wielki problem – przyznaje Krystyna Krupka, która wybrała się na groby bliskich.
– Założyłam na buty worki foliowe. Dzięki temu buty mam czyste, ale z ubraniem będę musiała pójść do pralni, bo się poślizgnęłam w tej brei. – mówi pani Alina, pokazując ubłocone palto. – To skandal, żeby w tak dużym mieście po cmentarzu chodziło się jak po placu budowy. Przecież temu można zaradzić kładąc choćby prowizorycznie płyty.
– Jak jest mokro, to nawet trzy razy dziennie musimy się przebierać – skarżą się pracownicy firmy zajmującej się pochówkami.
Zbigniew Rejman, kierownik Zarządu Cmentarzy Komunalnych, któremu chcieliśmy zadać kilka pytań w tej sprawie, do momentu oddania tego tekstu do druku był dla nas nieuchwytny. Może dziś będzie...