Miała być uchwała radnych. Nie ma nawet projektu. Są za to wątpliwości. Bo tam, gdzie wprowadzono „becikowe” okazało się, że nie ma przepisu, który by na to pozwalał.
– Ciągle słychać lamenty, że rodzi się za mało dzieci. Tyle, że mało się robi, aby to zmienić. Taki zastrzyk gotówki bardzo by mi pomógł. Wystarczyłoby na wózek, łóżeczko, pieluszki – mówi Dorota Kozak, przyszła mama.
– Dokument będzie gotowy przed wakacjami. Dokładnej daty nie podam. Chcę, by oprócz mnie podpisali go także inni radni – mówi Janicki.
Ale ważniejsze od podpisów będzie poparcie podczas głosowania nad projektem uchwały. Za wprowadzeniem „becikowego” od dawna opowiada się Liga Polskich Rodzin. Głosy poparcia płyną też z lewej strony Rady Miasta. Decydująca będzie postawa radnych proprezydenckiego klubu Prawo i Rodzina.
– Pomoc dla matek jest bardzo potrzebna. Ale musi być zgodna z prawem – zastrzega Helena Pietraszkiewicz, przewodnicząca klubu PiR. – Czy poprę „becikowe”? Odpowiem jutro. Najpierw muszę poczytać przepisy.
Bo to właśnie prawo jest największą przeszkodą we wprowadzeniu „becikowego”. Przekonali się o tym radni Warszawy. Chcieli płacić matkom po 5 tys. zł. Ale Regionalna Izba Obrachunkowa stwierdziła, że nie mieli prawa wprowadzić takiego zasiłku. Podobnie w Krakowie. Tam „becikowe” miało wynosić 800 zł. Ale wojewoda unieważnił uchwałę. Samorządowcy zaskarżyli do sądu decyzję wojewody. I czekają. – Dopóki nie będzie wyroku, żadnych pieniędzy nie wypłacimy. Ale wnioski przyjmujemy cały czas. Jest ich prawie 600 – informuje Małgorzata Woźniak z krakowskiego magistratu.
– Jeśli miasta chcą płacić, trzeba im to umożliwić. Nie rozumiem takiego prawa – mówi przyszła mama. •