Zrujnowana łazienka, rozpadające się tapczany, obdrapane naczynia, brudne ściany. I wszechobecny smród, bo nikt nie dba o higienę staruszków. To opinia sanepidu po wizycie w lubelskim Domu Spokojnej Jesieni
- W całym mieszkaniu wyczuwalny był zapach moczu - opowiada Barbara Tutkiewicz, dyrektorka Powiatowego Inspektoratu Sanitarnego w Lublinie. - Dla nas to znak, że opiekunowie kompletnie nie umieją zadbać o pensjonariuszy. Poza tym brakuje środków czyszczących. A w miejscu, gdzie mieszkają starsi, schorowani ludzie, powinno być sterylnie czysto - podkreśla.
Inspektorzy, którzy w środę wizytowali Dom Spokojnej Jesieni w Lublinie, zwrócili też uwagę na jego fatalny stan. - Ściany są brudne, sufit też. Wersalki zdewastowane.
To, w jakich warunkach mieszkają starsze osoby, sanepid postanowił sprawdzić po naszym środowym tekście. Napisaliśmy o nielegalnych domach pomocy społecznej, których funkcjonowanie odkrył lubelski oddział Najwyższej Izby Kontroli. Działają one bez zgody wojewody, aprobaty sanepidu i nadzoru budowlanego. Po sygnałach NIK, także Urząd Wojewódzki zaczął badać sprawę. Urzędnicy dotarli do pięciu nielegalnie działających domów pomocy społecznej. Wśród nich znalazł się także lubelski Dom Spokojnej Jesieni. Tam było najgorzej. A pensjonariusze płacą za opiekę po tysiąc zł miesięcznie.
- To, co się dzieje za murami tego domu, jest bezczelnym i niezgodnym z prawem zarabianiem na staruszkach - opowiada Czytelniczka, której teściowa spędziła tam pół roku. Twierdzi, że była bliska złożenia skargi do prokuratury, ale teściowa zmarła.
Kiedy kobieta wraz z mężem oddawała teściową do domu opieki, zastrzegli że sami będą kupować jej leki. Zwłaszcza że staruszka miała dwa tygodnie spędzać w placówce, a dwa w szpitalu. Podczas jednej z wizyt pracownice domu dały im do wykupienia receptę, na której przepisane były leki, których nie zażywała staruszka. - Jestem pielęgniarką, więc wiem, co moja chora na cukrzycę teściowa może brać. Zresztą miała swoją lekarkę rodzinną. To ona jej zawsze wypisywała recepty - opowiada wzburzona.
Problemy pojawiały się też wtedy, gdy staruszka szła do szpitala. - Lekarze, którzy ją przyjmowali zwracali nam uwagę, że teściowa jest przywożona goła. Bez żadnych ubrań, kapci, pampersów. My te rzeczy kupowaliśmy i zostawialiśmy w domu opieki - opowiada kobieta. - Nie wiem, gdzie to wszystko się podziewało.
Od środy w redakcji rozdzwoniły się telefony. Byli pracownicy opisywanego domu opieki chcą opowiedzieć o swoich przejściach z właścicielką. Twierdzą, że za pracę nie dostali wynagrodzenia.
Domem Spokojnej Jesieni zainteresowała się prokuratura. Dzisiaj ma podjąć decyzję, co dalej zrobi z tą sprawą.
Właścicielka domu nie chce niczego tłumaczyć. Grozi nam sądem. I dodaje - Jak chcecie sensacji, to ja wam mogę ich dostarczyć. Przez dwa tygodnie będziecie pisać o staruszkach - wykrzykuje i się rozłącza.