Roznosi ulotki, zbiera puszki. Za zarobione grosze kupi trochę cementu, rolkę papy. W nocy zapala świeczkę. Odkuwa cegły ocalałe z burzy, która roztrzaskała jego dom. Nie chce lokalu zastępczego. Zawziął się, że dom odbuduje. Ale potrzebuje pomocy. - Nic za darmo. Odpracuję - bije się w piersi bezrobotny Witold Wójcik.
Nad pokojem wiszą kikuty połamanego stropu. Pan Witold podparł je drewnianą belką. - Wpełzam do środka - mocno pochylony wchodzi w głąb ciemnej czeluści.
Idziemy za nim. W środku łóżko, stół, ocalały kawałek kredensu. Tutaj śpi, chociaż w każdej chwili resztka dachu może runąć.
- Robię wszystko, żeby odbudować dom - mówi. - Pracę straciłem po 30 latach jeżdżenia na parowozie. Zasiłku nie mam. A kto mnie zatrudni. Jestem po 50.
W miasto wychodzi rano. Bierze każdą robotę. Liczy się każdy zarobiony grosz. - Nie wstydzę się nawet tego - pokazuje metalową wanienkę wypełnioną puszkami po piwie.
Roznosi ulotki. Za tysiąc rozdanych ulotek - 30 zł. - Nawet na rolkę papy nie wystarczy. Dwie kosztują 160 zł. Tona cementu 350 zł - oblicza. - Z opieki społecznej na odbudowę dostałem wszystkiego 400 zł. Ja sam wszyściutko sobie zrobię, nawet okna, choć stolarzem nie jestem, ale żeby ktoś pomógł chociaż z materiałami budowlanymi. Ja nie chcę za darmo. Odpracuję. Ulice mogę zamiatać. Wszystko mogę robić.
Pod wieczór wraca do domu. Na podwórku coś przekąsi. Potem przebiera się w robocze ubranie. Zapala świeczkę, włącza radio. I prawie do rana uprząta rumowisko. Oczyszcza cegły. Mizernymi środkami robi nową podmurówkę. - Dwoję się i troję, aby coś z tego wyszło - oprowadza nas. - Dam radę. Zapraszam za miesiąc. To już będzie inaczej wyglądało. Nie chcę lokalu zastępczego. Chcę tutaj żyć. Mieszkam tu od 25 lat.
Witold Wójcik jest honorowym dawcą krwi. W swoim życiu oddał 36 litrów. Na pewno uratował niejedno życie. Teraz on potrzebuje pomocy. Jeżeli firmy budowlane bądź osoby indywidualne zechcą pomóc, proszone są o kontakt z redakcją, tel. 0-81 46 26 814.