Był beztroski śmiech, był podziw dla sprawności, były też wzruszenia i chwile zadumy. Takich wrażeń dostarczył widzom Carnaval Sztukmistrzów. Widzowie zresztą też zostali sztukmistrzami, żonglując programem w taki sposób, by zobaczyć jak najwięcej widowisk.
Niestety, tylko raz udało się pokazać na festiwalu piękny francuski spektakl „L’Oca” w wykonaniu francuskiego tria Cie Mesdemoiselles, któremu bliżej było do teatru niż cyrku, a w słownej warstwie pobrzmiewały nieraz smutek oraz gorycz. Sobotnią powtórkę odwołał rzęsisty deszcz, a nie był to spektakl dający się przenieść do namiotu.
Nie da się też łatwo zapomnieć „Jump Cut” w wykonaniu artystów z Double Take Cinematic Circus. Nadzwyczaj sprytna scenografia i akrobacje niby mimochodem tworzyły spójną opowieść. Od sceny można było odejść z refleksją, że przemijają i włosy, i radość, i żałoba. Że wszystko się kręci, jak pory roku. A prochy tego, co odeszło będą kwieciem tego, co nadejdzie.
Nie brak było spektakli, na które można było przyjść z dziećmi. Dużo zabawy dostarczył chociażby Magic Mark, Andy Spigola czy też Mauro Wolynski. A na pl. Litewskim działało miasteczko dla najmłodszych, którzy mieli takie atrakcje, jakich nie dostarczy im żaden osiedlowy plac zabaw, ani żaden komputer.
Festiwalowa publiczność świetnie przyjęła występy dwóch Argentynek tworzących duet Menayeri Circo, świetny kontakt z widzami mieli Rympau Duo, komediowe wrażenia zapewnił słowacki Street Theatre zabierając gości na wyprawę w czasie nad Balaton. Jak dawniej zacierała się granica między tym, co znalazło się w programie festiwalu a występami artystów, którzy zajęli sobie kilka innych przestrzeni. Żal, że Carnaval się skończył, też jest taki jak dawniej.