i jakiej wysokości był krzyż
Pracownicy lubelskiego IPN boją się o życie. Budynek, w którym prokuratorzy prowadzą największe w kraju śledztwo dotyczące zbrodni SB, nie ma stałej ochrony. IPN zajmuje się m.in. sprawą morderstwa księdza Popiełuszki
- Nie czuję się bezpiecznie w pracy - przyznaje proszący o anonimowość pracownik IPN. - Tu każdy może wejść a przecież prowadzimy bardzo poważne śledztwa.
24 czerwca w oknie Andrzeja Witkowskiego, naczelnika Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, pracownik IPN odkrył przymocowaną atrapę granatu. Przypominała prawdziwy. Zawiadomiono policję i ministra spraw wewnętrznych. 25 lipca rano pracownicy komisji idąc do pracy zauważyli krzyż o ponadmetrowej wysokości. Ktoś wbił go w ziemię około 5 metrów od ściany budynku. Był zwrócony w kierunku pokoju, który zajmuje jeden z prokuratorów. Krzyż był starannie wykonany i jego zrobienie musiało zająć sporo czasu. Sprawą zajęła się prokuratura.
- Prowadzimy postępowanie w kierunku stosowania ewentualnych gróźb - mówi Marta Kowalska, zastępca prokuratora rejonowego Lublin-Północ.
Prokuratorzy z lubelskiego IPN prowadzą najpoważniejsze śledztwa dotyczące zbrodni popełnionych przez Służbę Bezpieczeństwa. Lubelski IPN bada też, czy zabójstwo księdza Jerzego Popiełuszki zostało zlecone przez osoby z dawnego ścisłego kierownictwa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i najwyższych władz PZPR. Niektóre ze śledztw są już bardzo zaawansowane.
Siedziba komisji przypomina barak, którego okna z jednej strony są na wysokości terenu i bez trudu można przez nie zajrzeć do środka. Jedynym zabezpieczeniem są kraty. Każdy może wejść i bez przeszkód dotrzeć do pokoju wybranego prokuratora. Do niedawna wchodzących sprawdzał strażnik. Teraz ochroniarze strzegą archiwów w budynku przy ul. Staszica, gdzie przeniosła się część pracowników IPN, która nie zajmuje się prowadzeniem śledztw.
Prześwietlają bezpiekę
Trzy pytania do... Andrzej Borys - dyrektor lubelskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej
- Wszystko rozbija się o pieniądze. Nie mamy etatów na zatrudnienie nowych ludzi. To skutek cięć budżetowych, które dotknęły IPN.
• Czy nie można przenieść choćby jednego strażnika
z budynku przy ul. Szewskiej?
- To niemożliwe. Do zapewnienia tam pełnej ochrony, z uwzględnieniem urlopów, brakuje jednego czy dwóch pracowników. Po tych incydentach wystąpiliśmy o pozyskanie nowych bezpiecznych pomieszczeń. Chodzi o nowy gmach przy ul. Szewskiej, który przylega do naszego obiektu i byłby objęty stałą ochroną. To rozwiązałoby problem bezpieczeństwa. Decyzje o tym może podjąć nasza centrala. Upominamy się też, żeby w budynku komisji zatrudnić portiera.
• Czy w takim razie pracownicy ko-
misji mogą się czuć bezpiecznie?
- Budynek jest teraz dyskretnie moni-
torowany przez policję i straż miejską. Mamy stałe połączenie z dyżurką ochrony przy ul. Szewskiej, w budynku często przebywa szef służb ochrony. Nie ma w nim akt spraw, które są
w archiwum przy ul . Szewskiej i tam
z nich korzystają prokuratorzy.
Pytał Dariusz Jędryszka