„Jesus Christ Superstar” to nie opera rozrywkowa. To dzieło z przesłaniem, które najlepiej zostanie odczytane właśnie na Majdanku – tak wystawienie musicalu tłumaczą jego pomysłodawcy. Byli polscy więźniowie obozu nie mają nic przeciwko dziełu w tym miejscu.
– Nie chcemy epatować symbolami chrześcijańskimi – mówił nam przed Wielkanocą reżyser Robert Skolmowski. – Nie będzie krzyża, nie będzie scen biczowania, nawet tradycyjnych szat z czasów Chrystusa. Będzie to raczej forma oratorium. Nie wśród obozowych baraków. Nie przed mauzoleum. Artyści będą wykonywać dzieło przed pomnikiem Walk i Męczeństwa. Pomnikiem poświęconym niewinnym ofiarom nietolerancji. A taką ofiarą nietolerancji był też Chrystus. Czy ktoś w niego wierzy, czy nie.
W Lublinie nie ma protestów. Ci, którzy są blisko związani z działalnością dzisiejszego Majdanka, przyzwyczaili się już, że to muzeum żyje. Że przez wydarzenia kulturalne przyciąga tysiące ludzi, którzy może nigdy nie przyjechaliby w to miejsce.
Przedwczoraj zebrało się Towarzystwo Opieki nad Majdankiem. W jego skład wchodzą byli więźniowie obozu. Nikt z nich nie był przeciwny wystawieniu w tym miejscu musicalu „Jesus Christ Superstar”. Wszyscy poparli tę ideę. – Chodzi o to, żeby się nie bać – mówi Edward Balawejder, dyrektor Państwowego Muzeum na Majdanku. – Ja nigdy nie dopuszczam do sytuacji, które mogłyby urazić czyjekolwiek uczucia religijne. Ja nie bronię ani Żydom, ani prawosławnym, ani buddystom, ani islamistom przeżywania sztuki na Majdanku. Dlaczego miałbym zabronić katolikom?
Wczoraj o wyjaśnienia poprosił dyrektora muzeum wiceminister kultury Tomasz Merta. – Wyjaśniłem czym naprawdę ma być „Jesus Christ Superstar” – mówi Balawejder. – Przesłałem dokumenty.
Dyrektor Balawejder i dyrektor Boniecki są gotowi spotkać się z ministrem kultury Kazimierzem Ujazdowskim, by zapoznać go ze swoimi planami. W przyszłym tygodniu najprawdopodobniej spotkają się w tej sprawie z abp. Józefem Życińskim. – Wstępnie umówiliśmy się na piątek – mówi Edward Balawejder. •