To Benjamin Franklin jest winien temu, że w niedzielę będziemy spać o godzinę krócej. W XVIII wieku wymyślił zmianę czasu z zimowego na letni, a śpiochy do dzisiaj ponoszą konsekwencje.
W nocy z soboty na niedzielę wskazówki zegarków w całej Europie przesuną się o godzinę do przodu. Tym samym przejdziemy z czasu z zimowego na letni. Po co aż tyle zachodu?
– Przyczyny są przede wszystkim ekonomiczne – tłumaczy doktor Szczepan Mrugała z Zakładu Meteorologii i Klimatologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. – Dzięki temu, że w zimie przesuwamy czas o godzinę do tyłu, lepiej wykorzystujemy światło dzienne. Gdy wiosną dzień się wydłuża, ten zabieg nie jest już potrzebny.
– Nie ma dwóch zdań, oszczędności na energii elektrycznej są spore – potwierdza Kazimierz Czerwiński, zastępca dyrektora do spraw techniczno-eksploatacyjnych Polskich Linii Kolejowych w Lublinie. Narzeka jednak na utrudnienia. – Łatwiej zatrzymać pociągi na godzinę, jak przy przejściu na czas zimowy, niż je przyśpieszyć.
Zmieniając czas wiosną przechodzimy do strefy zachodnioeuropejskiej. Mamy się z tym czuć lepiej. – Bo latem słońce wschodzi i tak bardzo wcześnie, a aktywność człowieka zaczyna się dopiero nad ranem. Lepiej więc światło słoneczne wykorzystać do późna. Poza tym ludzie są bardziej optymistyczni, lepiej się czują, gdy dzień trwa do późna – dodaje Mrugała.
Nie do końca zgadzają się z tym lekarze. – Dla około 80 procent ludzi zmiany czasowe nie mają znaczenia. Jednak przy wiosennej zmianie czasu część osób odczuwa pewne dolegliwości, jak senność, bóle głowy czy zaburzenia pracy przewodu pokarmowego – mówi doktor habilitowany Kinga Borowicz z Katedry Patofizjologii Akademii Medycznej w Lublinie. – Na przystosowanie do nowych warunków potrzebują zazwyczaj około dwóch tygodni.