Będzie Narodowy Fundusz Zdrowia. Pacjenci: i tak będziemy leczyć się prywatnie. Lekarze: to zły pomysł. Politycy: nie zdążymy z ustawą
Koniec kas chorych - rząd przyjął wczoraj projekt ustawy o Narodowym Funduszu Ochrony Zdrowia. Lekarze krytykują go. Parlamentarzyści mówią, że nie zdążą z ustawą i w nowym roku czeka nas ogromny bałagan w służbie zdrowia
Fundusz z siedzibą w Warszawie będzie rozdzielać pieniądze między 16 swoich oddziałów, którymi staną się obecne kasy chorych. Oddziały będą zawierały kontrakty ze szpitalami i przychodniami. Rząd ustalił jednocześnie, że składka na ubezpieczenie zdrowotne (7,75 proc.) w przyszłym roku nie wzrośnie, co oznacza, że pieniędzy na leczenie nie przybędzie.
Datę zmian wyznaczono na 1 stycznia 2003 roku. Czy parlament upora się na czas z ustawami? - Takie szybkie wprowadzanie ustaw jest kompromitacją - krytykuje Teresa Liszcz, senator Bloku-Senat 2001. - Przecież tu chodzi o naszą przyszłość. Należałoby poprawić i zostawić to co jest.
Wątpliwości ma też Izabella Sierakowska, posłanka SLD. - Takie zmiany powinny być wprowadzane na początku roku, a nie pod koniec - mówi. - Do ustawy trzeba jeszcze przygotować szereg rozporządzeń wykonawczych, poinformować społeczeństwo. Boję się, że nie zdążymy i będzie bałagan.
Politykom wtórują lekarze. Ocena, którą wystawiła ustawie Naczelna Rada Lekarska - a do której przychyla się dr Andrzej Ciołko, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Lublinie - jest negatywna. Medycy mówią, że zmiany są żadne: polegają na zastąpieniu jednego płatnika innym o zbliżonych kompetencjach, a jedynie o odmiennej nazwie. - Fundusz wprowadza nadmierną centralizację zarządzania - dodaje anonimowo jeden z lubelskich lekarzy.
- Nie zapewnia równości świadczeniodawców wobec funduszu, a pacjentom nie zwiększa dostępności do świadczeń - komentuje drugi.
Jest dużo niewiadomych. Na jakich zasadach będą finansowane szpitale? Sami zainteresowani tego nie wiedzą. - Najpierw słyszeliśmy, że będzie konkurs ofert. Potem, że aneksy do tegorocznych umów. A teraz znowu, że konkurs - narzeka Ryszard Sekrecki, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Lublinie.
Wśród pracowników LRKCh wyczekiwanie. - Jeżeli do końca lutego dostanie się propozycję pracy w funduszu to dobrze, w przeciwnym razie oznacza to zwolnienie - mówi jeden z nich.
Najprawdopodobniej obecne oddziały LRKCh w Białej Podlaskiej, Chełmie, Zamościu - w sumie pracuje w nich ok. 60 osób - będą zlikwidowane.
- Być może zostaną w nich tylko przedstawiciele - mówi Andrzej Kowalik, dyrektor Departamentu Finansowego w LRKCh. •