Coraz większe problemy finansowe i kadrowe oraz zastraszanie pracowników. Tak według naszego Czytelnika ma wyglądać sytuacja w COZL. – To plotki, które nie mają potwierdzenia w rzeczywistości i czarny PR – odpiera zarzuty dyrekcja szpitala i Urząd Marszałkowski
O tym, że w Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej rzekomo źle się dzieje, napisał do nas Czytelnik w anonimowym liście. Czytamy w nim, że pogarsza się sytuacja finansowa szpitala, a kadra specjalistów „wykrusza się”.
– Zwalniani są, bądź sami odchodzą, chirurdzy i anestezjolodzy, przez co nie w pełni są wykorzystywane wszystkie sale operacyjne, a zabiegi pacjentów są przekładane – pisze nasz Czytelnik. – W grudniu zeszłego roku odszedł ordynator radioterapii. Na stanowisku pozostał jedynie zastępca ordynatora, który z niewiadomych powodów w zeszłym tygodniu został zdegradowany do pracy w poradni.
– Zmiany kadrowe są, ale jest to naturalny proces. Zwiększamy wręcz swój potencjał, w najbliższym czasie zatrudnimy kolejnych chirurgów. Chętnych do pracy nie brakuje również w innych dziedzinach – odpiera zarzuty Paweł Wojnowski, radca prawny COZL. – Zastępca ordynatora oddziału radioterapii nie został w żaden sposób zdegradowany. To było standardowa zmiana organizacyjna, która była konieczna dla funkcjonowania tej jednostki.
Dodaje, że na poprawę sytuacji szpitala wpłyną też kontrakty z NFZ na nowe świadczenia: hematologię, ginekologię onkologiczną, urologię oraz immunologię kliniczną. Na dzisiaj planowane jest też ogłoszenie przetargu na nowego generalnego wykonawcę, który będzie odpowiadał za dokończenie rozbudowy szpitala.
– Doniesienia o pogarszającej się sytuacji finansowej nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Sytuacja jest coraz lepsza – wynik jest nadal ujemny, ale straty są coraz mniejsze. Na koniec 2016 roku było to 19 mln zł, a w 2017 roku już 14 mln zł – zaznacza Beata Górka, rzeczniczka marszałka województwa lubelskiego. – Nie ma zagrożenia dla realizowanych świadczeń czy kontraktu z NFZ. Rotacja kadrowa zdarza się nie tylko w COZL i jest normalną sytuacją. Nie wpływa to jednak na bezpieczeństwo pacjentów.
Nasz Czytelnik twierdzi też, że pracownicy boją się o pracę. – Obecna demonstracja siły dyrekcji ma na celu pokazanie, że każdy, kto odbiega od obecnej wizji, będzie zwolniony – pisze autor listu i dodaje: dochodzi nawet do sytuacji, w których podczas przeprowadzania inwentaryzacji przez administrację szpitala, w jednym z działów bez obecności pracowników, poza ich godzinami pracy i podania powodu wyważane są osobiste szafki pracowników, kontrolowana ich zawartość i dokumentowana fotograficznie.
– W szpitalu nie ma prywatnych szafek, a inwentaryzacja jest standardową procedurą. Jeśli pracownika nie ma, konieczna jest dokumentacja fotograficzna tego, co w szafce zastano w razie gdyby pojawiły się zarzuty, że coś zginęło – tłumaczy Wojnowski. – Sugerowania zastraszania pracowników to pomówienia i robienie szpitalowi czarnego PR-u.